U granic wytrzymałości demon zacisnął mocno pięści, mając już dość durnego człowieka, którego bardzo chętnie by zabił, był jednak jeden mały problem, nie mógł tego uczynić z powodu paktu wiążącego człowieka, z którego aniołem zerwać nie bardzo mógł a szkoda, bo zrobiłby to jako pierwsze po przejęciu kontroli nad ciałem anioła.
- Wyglądam, ale nim nie jestem - Bąknął, zirytowany siadając przy ścianie jaskini znudzony całą tą dłużącą się wędrówką, gdyby tylko był sam, już dawno znalazłby się na miejscu, a tak musiał znosić tego durnego człowieka. A może jednak nie musiał, co go tu trzymało zdecydowanie nic, drogę znał, mógł ruszyć sam, zostawiając tego głupka samego sobie, oby tym razem sobie tylko poradził, bo nikt tu nie ma zamiaru go ratować.
- Więc kim jesteś? - Gdy człowiek zadał to pytanie, demon uśmiechnął się szeroko, by po chwili znów stać się zimną bestią, pragnącą śmierci każdego, kto tylko się do niego zbliży.
- Gdybym ci powiedział, musiałbym cię zabić - Wyznał, nie ukrywając zadowolenia z wypowiedzianych przez siebie słów, mówi to całkiem poważnie i całkiem poważnie chciał to zrobić, gdyby nie ten pakt.
Ciało Soreya przeszedł zimny dreszcz, co nie umknęło uwadze demona. Czyżby zaczął się go bać? Dobrze tylko na to liczył potwór ukryty w ciele anioła.
Człowiek nie odezwał się już ani słowem zajmując się sobą i tak właśnie ma to wyglądać, ma się nie odzywać, a jedynie robić to, co każe mu demon, nie stawiając się przy tym, bo i za to zostanie zmieszany z błotem, a i tak bez odzywania się cały czas robi wszystko źle, zasługując na najgorsze traktowanie.
Dni następnego Soreya został wybudzony przez demoniczne stworzenie, jeszcze wcześniej chcąc tym samym zrobić mu na złość, udowadniając mu ja bardzo żałosny i słaby jest, mając zamiar tym samym wykończyć go psychiczni i nawet jeśli się da to fizycznie, im słabszy będzie, tym słabszy będzie pakt, a to pozwoli wykończyć całkowicie marnego nic niewartego człowieka.
- Idź do cholery szybciej - Warknął zirytowany Mormo, mając już dość spowolnionego tempa człowieka idącego coraz to wolniej, co za irytujące chodzące nic niewarte gówno.
- Nie mogę, nie mam już siły, nie dałeś mi nawet zjeść śniadania - Wyznał, zmęczony jakby pokonał jakiś tor przeszkód, kiedy to tak naprawdę nie zrobił kompletnie nic.
- Skoroś tak zmęczony posadź swoją dupę na tego głupiego konia i rusz się wreszcie po woli mam już cię serdecznie dosyć - Wysyczał, przez zaciśnięte zęby patrząc z pogardą na męża anioła, którego przejął ciało.
Sorey mimo uwagi zirytowane stworzenia nie usiadł na konia, idąc dzielnie dalej samemu, prowadząc zwierzę przy swoim boku, starając się dotrzymać roku znudzonemu demonowi.
- Zróbmy przerwę, koń ma już dość ja zresztą też - I znów to samo, zróbmy przerwę, jestem zmęczony, nie mam już siły. brakuje, by się jeszcze popłakał, zachowując jak małe dziecko.
- Jesteś totalnie nic niewartym słabym robakiem, ciągle tylko problemy z tobą, mam tego dość, naprawdę dość więcej tego nie zniosę - Na granicy wytrzymałości Mromo spojrzał z pogardą na twarz Soreya, mając ochotę zrobić mu krzywdę i pewnie, gdyby nie pakt już dawno by to zrobił, zwykły nic nie warty śmieć.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Przerażony człowiek słowami demona stanął w miejscu z przerażeniem, rejestrując to, co mówił i robił ten, który posiadł ciało jego anioła.
- Odchodzę, mam dość ciebie, mam dość tego głupiego konia i ta obroża, nie jestem psem, by ją nosić - W złości zdjął noszony przez siebie przedmiot, rzucając nim o ziemię, nareszcie pozbywając się tej okropnej rzeczy, która od samego początku bardzo go drażniła. - Ty sobie tu zostań wraz z tym koniem, oboje tak samo głupi i leniwi i daj mi święty spokój, nie muszę wcale tu być ani cię niańczyć mogę odejść i to zrobię, a ty zostaniesz sam, bo nikomu na tobie nie zależy. Głupi były pasterz nie potrafiący nawet świata ocalić od zła - Zadrwił sobie z niego, odwracając się na pięcie. - Nie do zobaczenia kretynie - Dodał na odchodnym, chcąc podążać swoją drogą, nie przejmując się tym, co myśli ten głupi chłopak ani tym, co się z nim stanie, gdy od niego odejdzie, niech sobie radzi sam.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz