Zmarszczyłem brwi, przyglądając mu się uważnie. To jest jakaś nowa taktyka...? Chce mnie wziąć na litość, wywołać wyrzuty sumienia, że go tak okropnie potraktowałem, po czym wbić mi nóż w plecy i uciec...? To brzmiałoby jak Miki, którym był przez ostatnie dni. Tylko jakim cudem wyglądał tak okropnie? Chyba jednak coś musiało być na rzeczy. Albo czuje się źle i chce to wykorzystać jak najbardziej na swoją korzyść.
- Zgadza się, w ostatnim czasie zachowałeś się okropnie – przyznałem, cicho wzdychając. – Wyzywałeś mnie od najgorszych, życzyłeś śmierci w najgorszy możliwy sposób, gryzłeś, biłeś, nie dałeś się dotknąć... ale chyba o tym doskonale pamiętasz – przypomniałem mu, gładząc go po jego cudownie gładkim policzku. Co dziwniejsze, wyglądał na zszokowanego moimi słowami. Teraz też udaje...? Nie, wyglądał zbyt autentycznie. Dlaczego zatem był zszokowany? – Dobra, wstawaj, wystarczająco dużo czasu tutaj zmarnowaliśmy, a jeszcze trochę dnia przed nami jest – dodałem, podnosząc się na równe nogi i oczywiście szarpiąc smyczą, by i on wstał. Wczoraj pokazałem za dużo dobrego serca, więc dzisiaj pora na to, aby to troszkę wyrównać.
Mikleo nic nie powiedział na moje zachowanie. Posłusznie wstał, posłusznie spakował rzeczy i posłusznie usiadł na koniu. Wszystko robił tak spokojnie i bez żadnego słowa, co było miłą odmianą po tych wszystkich dniach, kiedy to mnie przeklinał i bił. Może naprawdę zrozumiał, że popełnił błąd, traktując mnie w ten sposób... albo chciał, bym tak myślał, a kiedy już mu zaufam, on mnie opuści, tak jak powiedział to na początku. Muszę być czujny, bo inaczej stracę go na zawsze, a tego bym nie przeżył.
Mocno trzymałem nie tylko smycz, ale i uzdę. Nie siedziałem wraz z nim na wierzchowcu, tylko szedłem obok, cały czas mając go na oku. Miki praktycznie zasypiał w siodle, co mnie niepokojące. Czy on przypadkiem jeszcze niedawno nie potrzebował snu w ogóle? Coś się z nim dzieje, a ja nie mam pojęcia, co takiego. Muszę go bardzo uważnie obserwować, bo już nie wiem, co jest u niego kłamstwem, a co nie. Nie mogłem sobie pozwolić na stracenie go, nigdy w życiu, zbyt bardzo go kochałem.
- Możemy się tutaj zatrzymać? – usłyszałem bardzo wczesnym wieczorem słaby głos mojego męża.
- Jest jeszcze jasno, a trochę drogi przez twój sen straciliśmy – zauważyłem, wzruszając ramionami.
- Jestem bardzo zmęczony, ledwo trzymam się w siodle – kontynuował, najwidoczniej bardzo chcąc mnie przekonać do tego pomysłu.
- A kiedy ja ci mówiłem, że nie mam siły, to wyzywałeś mnie od mięczaków i kazałeś iść szybciej – burknąłem, zerkając na niego. Nie żartował, naprawdę wyglądał tak, jakby miał zaraz stracić przytomność. Nie, Sorey, on nie był dla ciebie taki miły, więc ty też nie powinienem dla niego taki być. – Niech ci będzie – powiedziałem, zatrzymując konia i pomagając mu z niego zejść. Nie powinienem tego robić, to jeszcze obróci się przeciwko mnie i tyle będę z tego miał.
Mimo wewnętrznego niepokoju rozłożyłem koc i pomogłem mu się na nim położyć. Szczerze, ciężko było mi cokolwiek zrobić, mając smycz w ręce. Nie mogłem niczego ugotować czy chociażby oporządzić konia, a nie chciałbym targać za sobą Mikleo, który ledwo co żyje, a przynajmniej na takiego wygląda... Oj, Miki, Miki, i co ja mam teraz z tobą zrobić? Cieszę się, że mogę cię w końcu wypuścić, dotknąć i pocałować, ale mam z tobą tak wielki problem. Po tym, co mi zrobiłeś, już ci nie ufam, nawet jeżeli bardzo bym chciał.
- Spróbuj się ruszyć, a mocno mnie popamiętasz – ostrzegłem go, na moment odrzucając smycz na bok. Nie było w końcu sensu przywiązywać go do drzewa, chociaż bardzo chciałem, miałbym wtedy poczucie, że mam kontrolę...
Miki jedynie pokiwal lekko głową, a ja wróciłem do swoich obowiązków. Oczywiście co chwila zerkałem na Mikleo, ale ten spokojnie leżał na kocu i chyba drzemał. Żadnych gwałtownych i niepokojących ruchów. I co ja powinienem sobie teraz o nim myśleć... nie ułatwia mi sprawy w żaden sposób. Niby jest spokojny, ale nie wiem, czego się po nim spodziewać, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Będę go musiał bardzo uważnie obserwować, by móc poznać odpowiedź na to pytanie.
- Hej, wstawaj – obudziłem go po dwóch godzinach, a to z bardzo prostego powodu. – Narzekałeś ostatnio na to, że jesteś głodny więc proszę. Przygotowałem ci kolację – dodałem, podając mu miskę z jedzeniem. Będę musiał poczekać, aż tego nie zje, ponieważ miałem tylko jedno takie naczynie, ale to nic. Wolę się najpierw upewnić, że on jest najedzony. Nie ufa mu, ale nie mogę pozwolić na to, by mi się zagłodził. – Jeżeli masz ochotę, mogę ci także zrobić herbaty – dodałem, kładąc dłoń na jego czole. Jego skóra była chłodna, czyli wszystko było tak, jak być powinno, a jednak nie mogłem oprzeć się uczuciu, że coś jest z nim nie tak.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz