Rozumiałem, że mi nie ufał i miał do tego pełne prawo Mormo naprawdę musiał zająć mu za skórę, a teraz ja w milczeniu będę musiał znów przełknąć obecność alter ego męża.
Kiwając delikatnie głową, zabrałem się za przygotowanie śniadania, przy którym naprawdę się starałem, chyba nawet bardziej niż zwykle, chociaż zawsze starałem się, aby było dobre, tym razem jednak bojąc się negatywnej opinii męża, która może zakończyć się różnie, nie chciałbym poczuć jego ręki na swoim ciele już i tak znosząc skutki uboczne walki z nim przez demona.
- Gotowe - Zadowolony z siebie podałem mężowi posiłek z niecierpliwością i może nawet obawą wpatrując się w jego twarz, mając nadzieję, że mu naprawdę zasmakuje..
Sorey spokojnie zaczął jeść, nic nie mówiąc, a jego twarz nie okazywała emocji, z powodu czego nie wiedziałem, czy mu smakuje, czy mu nie smakuje, może zrobiłem coś nie tak, na pewno zrobiłem coś nie tak, gdyby wszystko było okej, na pewno by tego nie ukrywał.
- Smakuje ci? - W końcu zapytałem, niepewnie musząc poznać jego opinię, nie mogąc już dłużej trwać w niepewności.
- Jest dobre - Wyznał, w sumie nie to chciałem usłyszeć, naprawdę się starałem i wolałbym usłyszeć inne zdanie, bardziej chwalące nie mam jednak na co liczyć ze strony kogoś takiego jak on. Muszę w końcu sobie przypomnieć, że jestem jego własnością i wszystko, co dla niego zrobię, jest moim obowiązkiem. Rany to będą naprawdę ciężkie dni, no i znów muszę na własne życzenie znosić to od nowa.
- Cieszę się - Przyznałem z ulgą, opierając się o ścianę, jaskini zamykając buzię, by nic już nie mówić, Sorey jadł więc i ja mówić nie musiałem, a w milczeniu zawsze byłam bardzo dobry.
Myśląc o pogodzie, wyobrażałem sobie, że pływam w wodzie lub bawię się na deszczu, pragnąc tego bardziej niż czegokolwiek na świecie. Jestem Serafinem wody, woda to moja natura, bez niej po dłuższym czasie ciało słabnie, czy Sorey specjalnie nie chce mnie do niej dopuścić? Chce, bym cały czas był słaby? Nie robi chyba tego specjalnie, jest tylko zły, ale mu to przejdzie prawda?
Myśląc o tym, spojrzałem na męża, uświadamiając sobie coś bardzo ważnego, ten Sorey jest do tego zdolny, zrobi wszystko, bym przy nim został, nawet jeśli miałbym z tego powodu cierpieć, psychopata, z którym teraz ja muszę się użerać. Świetnie Mormo nawarzyłeś piwa, a ja go teraz wypije.
- Czemu mu się tak przyglądasz? - Dopiero gdy Sorey zadał to pytanie, zorientowałem się, że wciąż na niego patrzę, wzbudzając jego podejrzenia.
- Zastanawiam się, czemu nie mogę zbliża się do wody - Wyznałem, mając nadzieję, że ten temat go nie zdenerwuję, nie chcę, by się na mnie gniewał.
- Wodą to twój żywioł przez nią staniesz się silniejszy i uciekniesz, a na to nie mogę ci pozwolić - Tak jak podejrzewałem, zrobi wszystko, bym tylko przy nim został.
- Nie opuszczę cię - Gdy tylko wypowiedziałem te słowa, mój mąż się wściekł, mocno ściskając obrożę w ręce, za którą szarpnął nieświadomie lub świadomie lekko mnie poruszając.
- Kłamiesz, dopiero co chciałeś odejść - Warknął, całkowicie zmieniając swoje nastawienie.
- To nie byłem ja - Wydusiłem, niepewnie chcąc mu to wyjaśnić, niestety Sorey nie miał ochoty tego słuchać, z drwinom patrząc na mnie.
- Daj spokój, nie nabiorę się na twoje głupie gadanie, zachowałeś się jak głupi bachor i teraz się nie wykręcaj - To wystarczyło, bym już nie chciał nigdy więcej poruszać tego tematu, Sorey ma racje to moja wina I całkowicie zasługuje, na to wszystko, co mi robi i jak do mnie mówi.
- Przepraszam - Wyszeptałem, nie chcąc go już denerwować, to nigdy dobrze się nie skończyło i doskonale to pamiętam.
- Mam gdzieś twoje przepraszam, siedź cicho i mi się stąd nie ruszaj - Zrobiłem, jak chciał. Zamilkłem, kładąc brodę na kolanach, pozwalając moim rozpuszczonym włosom, opaść na swoje policzki zakrywając moją twarz. Tracąc całą radość i werwę, którą dotychczas miałem myśląc, że po wczorajszej nocy coś się między nami zmieni. Byłem I zawsze będę głupi i w tym się z nim zgadzam.
Bez ruchu i słowa siedziałem tak cały dzień, wpatrując się tępo w ziemię. Uświadamiając się, że cokolwiek powiem i tak będzie źle, jestem tylko głupią istotą, która zgodziła się na pakt i małżeństwo z człowiekiem, mającym prawo zrobić ze mną co zechce, nawet jeśli ja sam nie będę miał na to najmniejszej ochoty....
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz