Cieszyłem się, że wreszcie wrócił do domu i że jest przy mnie tak, jak sobie tego życzyłem, spełniając moje skryte marzenie o byciu przy jego boku, niczego więcej, tak w życiu nie pragnąłem, jak być przy nim i jednocześnie być z nim, on był moim wszystkim na tym świecie i w tym świecie.
– Cieszę się, że jesteś w stanie spełnić moje małe marzenie, które trzyma mnie przy życiu – Odwracając się w jego stronę, kładąc dłonie na ramionach, uśmiechając się przy tym łagodnie do męża, patrząc głęboko w jego oczy. – Kocham cię, wiesz? – Wyszeptałem, stając na palcach, aby złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.
– I ja ciebie kocham, moja mała owieczko, a teraz pora pozostawić swoje zajęcia i pójść odpocząć, co ty tak właściwie tu robisz? Przecież obiad jest przygotowany, dzieciaki mogą sobie odgrzać i zjeść, po co im coś przygotowujesz? – Obiad może i był już gotowy, natomiast nim nie powiedział, że nie mogę przygotować czegoś jeszcze, na przykład, na kolację, chociaż, jak teraz o tym myślę, to może nie było to potrzebne.
– Po pierwsze nie jestem mały, jestem od ciebie tylko o głowę niższy, a po drugie chyba trochę z nudów przygotowałem drugi posiłek, w razie, gdyby nie chciały jeść tego pierwszego – Wyjaśniłem, poprawiając jego koszulkę, która troszeczkę się zgniotła.
– Yhm, a co zrobisz z tym pierwszym w takim razie? Wyrzucisz to? – Uniósł brew, tak jakby sądził, że byłbym w stanie wyrzucić ciężko zarobione przez niego pieniądze, oj, nie, zdecydowanie nie zrobiłbym mu tego.
– Oczywiście, że nie, jeśli oni tego nie zjedzą, zjem to ja – Zapewniłem, widząc, że to przeszło, a to dobrze, bo nie chciałbym się z nim kłócić o jedzenie i pieniądze, których ostatnio nie jest wcale tak dużo…
I tak oto dni płynęły nam powoli, dzieci chodziły do szkoły przez cały czas, mówiąc o świętach, Sorey codziennie znikał z domu, idąc do pracy, a ja, cóż, pozostawałem w domu, zajmując się tym, czym zajmowałem się zawsze, gotowanie, sprzątanie, pranie, opieka nad zwierzakami, opieka nad dziećmi nudna codzienność, która w najbliższym czasie miała się zmienić, nawet nie spodziewałem się, jak ten dzień może mnie zaskoczyć.
Sorey tego dnia był na zakupach, a w tym oto czasie nasze dzieci przyciągnęły mi do domu choinkę, którą postanowiły przyozdobić, nie pytając się o zdanie i nie informując mnie nawet o tym, ale zdziwiony byłem, gdy zobaczyłem drzewko w naszym salonie, tego zdecydowanie się nie spodziewałem.
– Co tu się dzieje? Skąd wy macie choinkę? – Zaskoczony stanąłem, jak wryty niczego nie pojmując, czy to jakiś żart?
– Dostaliśmy – Stwierdzili, bardzo tajemniczo ukrywając przede mną, skąd ją mają.
– Słucham? Od kogo dostaliście? – Zapytałem, chcąc zrozumieć, co tu się tak właściwie dzieje.
– Mieliśmy zaoszczędzone kieszonkowe, przy pomocy których kupiliśmy choinkę – Wyjaśnili, co bardzo mnie zaskoczyło, i to pozytywnie, mam tylko nadzieję, że Sorey nie będzie zły, on nie obchodzi świąt, ale skoro dzieci chcą choinkę i już sama ją przyniosły to, kim bym był, gdybym im odmówił tej przyjemności.
– Rozumiem, w takim razie, jeśli chcecie, mogę dać wam ozdoby, które przyniosłem z naszego powszedniego domu – Zaproponowałem, co od razu przyjęli z wielką ekscytacją.
Widząc ich radość, od razu powędrowałem do piwnicy, aby przygotować im wszystko do zdobienia świątecznej choinki, w czym trochę mogę, im pomogę, tak dla własnej przyjemności…
<Pasterzyku? C;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz