I na tym właśnie zakończyłaby się moja asertywność, jak miałbym mu teraz zrobić na złość, kiedy sam tak bardzo mam na to ochotę? Zabraniając mu zbliżenia, sam sobie zaszkodzę, a na to nie chce pozwolić, nie wiadomo kiedy w odwecie mój mąż znów miałby ochotę na chwile przyjemności. Wystarczająco się już naczekałem, w tej chwili mam zamiar korzystać, biorąc garściami, to co mi daje, chowając swoją dumę w kieszeń. Dziś już wystarczająco dałem mu w kość w bitwie na śnieżki może i nie wygrałem, lecz mimo wszystko czuję się usatysfakcjonowany. Odrobinkę się odegrałem, a do tego, jak widać, mój mąż chce mnie wykorzystać do rozgrzania się, nie mam więc na co narzekać, korzystając, jak tylko się da.
Z wielką przyjemnością oddałem się mu, nie próbując nawet ukrywać zadowolenia, z zaistniałej sytuacji było mi dobrze, co z największą przyjemnością okazywałem, nie mogąc powstrzymać się od głośnych jęków, które nakręcały mojego męża jeszcze bardziej.
Moje ciało naprawdę potrzebowało jego bliskości, każdy dotyk, pocałunek, uścisk jego dłoni na moim ciele doprowadzało mnie do szaleństwa, nie potrafiłem mu się oprzeć, oddając się w całości przyjemności, którą mi oferował...
Zmęczony i niesamowicie zadowolony założyłem na siebie koszule męża, kładąc głowę na jego klatce piersiowej, zamykając swoje oczy na kilka chwil, nie chciałem zasypiać, chciałem nacieszyć się tą chwilą, na którą mój mąż kazał mi trochę poczekać, odrobinkę mnie męcząc i drażniąc w trakcie naszej zabawy. Nie miałem mu tego za złe, im dłużej potrafił mnie przytrzymać, tym lepsze zdawało się wspólne zakończenie.
- Tylko mi nie zasypiaj - Szepnął cicho, głaszcząc mnie po głowie, przypominając mi łaskawie o przybyciu Yuki'ego, który może przyjść do nas w każdej chwili bez zapowiedzi.
- Przecież ma przyjść wieczorem - Burknąłem cicho, odwracając się plecami do męża, rozkładając się na swojej połowie łóżka.
Sorey przytulił się do mnie, składając kilka pocałunków na moim karku, przyciągając mnie bliżej siebie, głaszcząc po ramieniu.
Odwróciłem głowę w stronę chłopaka, patrząc na jego twarz, kilka długich chwil nie mówiąc ani słowa, było mi dobrze, ciepło i bezpiecznie, niczego więcej nie było mi trzeba. Nawet sam Yuki nie odwiedził nas, koniec końców wieczorem mając najwidoczniej inne ciekawsze zajęcia na głowie, nie musieliśmy się martwić, tu był bezpieczny, może kto wie, poszedł do Alishy, nie mogliśmy narzekać, pozwoliło nam to nacieszyć się sobą pod każdym możliwym względem.
***
Chłopiec odwiedził nas z samego rana, gdy słońce ledwo co pojawiło się na horyzoncie, wskakując nam do łóżka, robiąc nam niezbyt przyjemną pobudkę, krzycząc coś o jeziorze i zabawie na śniegu. Rany czy on musi być taki głośny? To na pewno jest Serafin wody? W ogóle go nie przypomina z charakteru.
Nie mając wyboru, wstaliśmy z łóżka, doprowadzając się do porządku, chłopiec oczywiście jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął nam z pola widzenia, idąc na dwór, gdzie grzecznie na nas czekał, a przynajmniej obiecał, że czekać będzie.
Wzdychając ciężko, ci chciałem uczesać swoje włosy, w czym ubiegł mnie mój mąż, karząc mu oddać się w swoje ręce, co też mogłem uczynić innego? Musiałem oddać się w jego ręce wiedząc, że na pewno się nie zawiodę i miałem rację, mój mąż zrobił mi ślicznego koka, rozpoczynającego się dwoma warkoczami co naprawdę mi się spodobało. Zadowolony ładnie podziękowałem, chwytając dłoń partnera, ciągnąc go w stronę ogródku, po drodze spotykając Alishe, która w sposób bardzo dziwny zachowywała się przy jednym z młodych chłopaków.
- Oni chyba są razem - Zacząłem, przyglądając się tej dwójce.
- Nie są - Sorey był pewny, za pewny co nie oznaczało, że ma rację, wyglądali jakby byli razem i tego byłem.
- Nie masz racji - Nie wiem, czemu w ogóle zaczęliśmy dyskutować, o życiu prywatnym innych nigdy nas to przecież nie interesowało.
- Tak myślisz? Jeśli masz rację, cały jutrzejszy dzień będę robił dla ciebie, co tylko chcesz - Gdy to powiedział, poczułem się, jakbyśmy znów byli dziećmi. - Ale jeśli przegrasz, to ty jutro spełnisz każdą moją zachciankę - Na te słowa już lekko zwątpiłem, nie mogłem jednak się wycofać, najwyżej przegram.
- Dobrze umowa stoi - Uścisnęliśmy sobie dłoń, czekając przez chwilę na królową, która w końcu podeszła do nas witając się z nami, sama z siebie opowiadając o koledze, z którym rozmawiała, podobał jej się, ale to tyle. A więc przegrałem jak miło.
- Przegrałeś - Wymruczałem mi do ucha, gdy dziewczyna odeszła, przepędzając nas za to, jak zwykle miała dużo pracy, co było zrozumiałe, miała na głowie całe królestwo.
- Dziękuję, że mi o tym przypominasz - Westchnąłem cicho, odwracając głowę w stronę chłopaka. - Nie musisz się martwić, wywiąże się z obietnicy i spełnienia każdą twoją zachciankę - Ucałowałem jego usta, godząc się z tą drobną porażką, nie wiedząc, dlaczego w ogóle zachciało nam się w to bawić, czasem naprawdę zachowujemy się jak dzieci.
Nie chcąc już dłużej o tym myśleć, pociągnąłem go w stronę ogrodu, gdzie czekał na nas chłopiec, pies i Lailah, akurat jej najmniej się tu spodziewałem, choć przyznam, bardzo się ucieszyłem, gdy ją zobaczyłem, tęskniłem za nią, za każdym tak naprawdę a teraz znów mogłem wszystkich zobaczyć, byłem z tego powodu na swój sposób zadowolony. Kobieta była bardzo wyrozumiała i ciepła szanowała nas tak samo mocno, jak i my ją i równie mocno uciszyła się na nasz widok, jak ma na niej, choć nie do końca obaj to ukazywaliśmy, Sorey chyba lekko się zestresował, widząc kobietę, a ja byłem po prostu sobą spokojnym i opanowany aniołem, który cieszył się, choć tego nie okazywał.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz