Czasem nie rozumiałem męża, który nagle stawał się zupełnie innym człowiekiem z wiecznego optymisty, który zawsze się uśmiecha, nagle staje się maksymalnym pesymistą, który nie radzi sobie z życiem, ludzie są naprawdę dziwni. Gdy jest dobrze, a wszystko idzie po ich myśli, jest po prostu super, jest tak, jak być powinno, życie jest cudowne i nie ma najmniejszych wad, gdy jednak życie przewraca się im do góry nogami, ludzie stają się pesymistyczni i bardzo zawiedzeni życiem, które nie jest tak kolorowe, jakby im się na początku wydawać miało, to naprawdę odrobinkę śmieszne, a jednocześnie przerażające jak ludzie nie doceniają tego, co mają, żyją, oddychają, wiedzą, czują, tyle szczęścia w życiu mają, a i to jest dla nich za mało. To smutne, że nie umieją doceniać tego, co mają.
- Nie patrz tak negatywnie na cały ten świat i tę sprawę to moja rola - Zauważyłem, przypominając mu o tym, że to ja zawsze narzekam na ludzi i świat, który nie jest idealny, ale nie jest idealny dla aniołków nie dla ludzi, my istoty nie z tej ziemi znamy krainę, w której jest setki razy lepiej niż tutaj, tam żyją ci, którzy już odeszli z tego świata zasługując na wieczne szczęście, ziemia to czyściec, w którym ludzie wybierają swoją drogę, a my anioły jesteśmy z nimi, aby pomóc, pomóc im wybraniu najlepszej dla nich drogi.
- Chciałbym spojrzeć na to optymistyczne, ale chyba nie umiem - Cicho westchnąłem, słysząc jego słowa, oczywiście nie potrafi, bo cierpi i jest tylko człowiek.
Bez słowa ucałowałem jego czoło, uśmiechając się delikatnie, starając się podnieść go na duchu, mimo że on sam już wmówił sobie, że dobrze nie będzie, mimo że tak naprawdę nie ma o tym zielonego pojęcia.
- Umiesz, tylko potrzebujesz trochę czasu - Zapewniłem go, wstając z łóżka, wracając do lustra, przy którym rozczesywałem swoje włosy, długie włosy mają swoje zalety i wady wyglądają pięknie i można się nimi bawić, to zalety a wady długo się je rozczesuje, strasznie się plączą i do tego grzeją, co może być i plusem i minusem.
Sorey przez cały czas nic nie mówił, wciąż uważnie mi się przyglądając, czasem mnie to krępuje, nie wiem, czy robię coś nie tak, czy może jestem gdzieś brudny, a innym razem bardzo mi się to podobało, lubię, gdy na mnie patrzy, widzę wtedy w jego oczach miłość, która u ludzi niestety po latach wygasa i jak to zazwyczaj jest, pozostawia po sobie obowiązek i przyzwyczajenie lub zimne emocje, które odtrącają niegdyś ukochaną osobę.
- Mogę zostawić cię na chwilę samego? - Zapytałem, gdy rozczesałem już swoje włosy.
- Gdzieś idziesz? - Od razu wyczułem bijące zaciekawienie mojego męża, który zawsze chciał wiedzieć, gdzie idę bardziej chyba ze względu na to, że się o mnie martwi niż pilnuje.
- Obiecałem Yuki'emu trening z rana tak więc muszę się już zbierać - Wyjaśniłem, mówiąc jak najbardziej prawdę, nie mając przecież powodu, aby okłamywać męża.
- Aa tak w porządku przecież nie jestem małym dzieckiem - Napuszył urażony policzki, patrząc w moje oczy, no tak niby dzieckiem nie jest, ale ja już doskonale wiem, jak potrafi kombinować, gdy tylko na niego nie patrzę.
- No dobrze, w takim razie uważaj na siebie, będę za godzinę może dwie - Na dowodzenie ucałowałem usta męża, wychodząc z pokoju, pozostawiając go samego, mając naprawdę nadzieję, że nic głupiego nie zrobi.
Trening z Yukim trochę mi się przedłużył, chłopiec był bardzo żywiołowy, jak to bywa u dzieci i nie chciał tak szybko skończyć, dopiero gdy powiedziałem mu o tacie, chłopiec sam zdecydował, że czas skończyć trening i pójść zobaczyć co robi tata, tak więc uczyniliśmy, wracając do pokoju, po drodze spotykając Alishie i Arthura rozmawiających o czymś, co mnie osobiście nie interesowało.
- Mikleo zaczekaj, mam coś dla ciebie wejdź do mnie - Królowa zatrzymała mnie za chwilę, zapraszając do siebie, no cóż, chyba nie mogę odmówić.
- Yuki idź do taty, później dołączę - Chłopiec zadowolony kiwnął szybko głową, biegnąc do naszego pokoju.
Alisha w tym czasie przeprosiła Pasterza, zapraszając mnie do swojego gabinetu, gdzie w pudełeczku wręczyła mi prezent, którym był kolczyk z moim piórkiem. Wyglądał pięknie miałem tylko nadzieję, że mężowi spodoba się tak, jak mi się podoba.
- Dziękuję - Zadowolony podziękowałem dziewczynie, ciesząc się za tak szybkie wykonanie i oddanie mi prezentu dla ukochanej osoby.
- Nie dziękuję, niech mu służy - Odpowiedziała, wypuszczając mnie z gabinetu, będąc tak samo zadowolona, jak ja, tak po prostu cieszyła się czyimś szczęściem to piękne i mało spotykane zachowanie u ludzi, chyba jednak jestem w stanie ją polubić.
Mimo wszystko jeszcze raz podziękowałem dziewczynie, chcąc wrócić do męża, bez słowa omijając pasterza ciągle mi się przyglądającego, to akurat fajne nie było, ignorując jego zachowanie. Udawałem, że go nie widzę, chcąc jak najszybciej wrócić do siebie.
- Mama wróciła, tata chciał sam iść do jadalni i wcale mnie nie słucha, gdy mu na to nie pozwalam - Poskarżył się chłopiec, czym lekko mnie rozbawił.
- Bardzo dobrze postąpiłeś, możesz teraz zmykać do Emmy, szukała cię - Chłopiec, słysząc imię dziewczynki, cały w skowronkach pożegnał się z nami, uciekając z pokoju.
- Jeśli chcesz narzekać jaki nieodpowiedzialny jestem, to wiesz, że i tak nic to nie da - Ubiegł mnie, nim słowem zdążyłem się odezwać.
- Nie, nie mam zamiaru nic mówić i tak nigdy mnie nie słuchasz - Przyznałem mu racje, podchodząc do łóżka. - Mam dla ciebie drobny prezent - Dodałem, podając mu pudełeczko z kolczykiem w środku.
- Co to? - Spytał, nim jeszcze otworzył pudełeczko.
- Otwórz i sam zobacz czy ci się podoba - Zachęciłem go, nie mogąc się doczekać reakcji na mój prezent oby ten drobny, choć nieprzyjemny ból był tego wart.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz