Na moment zamilkłem, zastanawiając się na jego poprzednim pytaniem. Zaveid stanowczo odpadał, przecież on sam był dużym dzieckiem, więc nie wiadomo, co mu głupiego do głowy mu wpadnie. Może z Edną...? Ale Edna zawsze wszędzie zabierała ze sobą Zaveida, a tej dwójce razem już nie za bardzo ufam. Yuki dałby sobie radę sam na te kilka godzin, jest dużym chłopcem, a Misaki moglibyśmy wziąć ze sobą. Tyle, że Mikleo się na to nie zgodzi uważając, że jest to za duże ryzyko dla dziecka.
- A co z Alishą? – zaproponowałem, poprawiając jego wspaniałe, długie włosy. Ciekawe, czy Misaki także będzie miała takie włosy; długie i mięciutkie, układające się w delikatne fale. Trochę żałuję, że jej kosmyki mają kolor zbliżony do tych moich, a nie białe jak mamy.
- Alisha ma królestwo na głowie, wątpię, czy znajdzie czas na zajmowanie się niemowlakiem – Miki niemalże natychmiast ostudził mój zapał.
- Jest jeszcze mama Emmy. Jestem pewien, że gdybym ją poprosił o opiekę nad małą, na pewno się zgodzi – mówiłem dalej, ciesząc się ze swojego geniuszu. Pani Caitlyn była naprawdę wspaniałą kobietą, która także potrafiła dostrzec Serafiny, więc gdyby Miki tak bardzo chciał, mógłby z nią porozmawiać.
- Pamiętaj, że ona pracuje – zauważył, opierając się o moją klatkę piersiową.
- Dlatego umówimy się z nią na konkretny dzień, kiedy będzie miała wolne.
- Nie jestem przekonany – odezwał się Miki w zamyśleniu. No to jak już ona mu nie odpowiada, to ja nie mam pojęcia, co innego mam wymyśleć.
- Cóż, zawsze też możemy wziąć małą ze sobą... – zacząłem, na co Miki westchnął cicho, a ja już wiem, że wygrałem.
- Dobrze. Porozmawiaj z nią, może się zgodzi – odezwał się w końcu, na co uśmiechnąłem się szeroko i go ucałowałem.
- Zrobię to dzisiaj, jak będę odprowadzać Emmę – zadeklarowałem, odwracając go w swoją stronę i ucałowałem zachłannie jego usta, wsuwając dłonie pod jego koszulkę. Może odrobinkę się zapędzałem i byłem odrobinkę zachłanny, ale odrobinkę stęskniłem się za jego dotykiem. A teraz to nie był na to taki zły moment, mała spała, dzieci były na górze, a w kuchni była jedynie nasza dwójka... grzechem byłoby nie skorzystać z takiej sytuacji.
- Sorey – bąknął Mikleo, chwytając moje nadgarstki. Uśmiechnąłem się do niego niewinnie nie chcąc, by się na mnie gniewał. Nie robiłem przecież niczego złego, jedynie odrobinkę go drażniłem, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. I sądząc ciarkach przebiegających po jego ciele podobało mu się to, więc nie ma na co narzekać.
- Co tam? – wymruczałem mu do ucha, po czym podgryzłem jego płatek. Chyba nie powinno mi się teraz zbierać na amory, w końcu rozmawialiśmy na bardzo ważny temat, jakim był demon w jego ciele. Ale też z drugiej strony, demon od dawna się nie pojawiał, a i Miki był jakiś taki spokojniejszy... – Daj spokój, możemy sobie pozwolić na chwilę intymności.
- Możemy, owszem, ale nie w kuchni, do której w każdej chwili może ktoś wejść. I przypominam ci, że gotujemy teraz obiad dla czterech osób, więc musimy się postarać – odezwał się, z powrotem odwracając się do blatu i skupiając się na gotowaniu.
- W takim razie to zapamiętam – ucałowałem go w kark, postanawiając dać mu spokój przynajmniej na ten moment. Może później, kiedy znajdziemy się w sypialni, z chęcią mu o tej chwili przypomnę. Zdecydowanie musi się odstresować, przed wizytą u Lailah musi być w jak najlepszej formie.
***
Mama Emmy zgodziła się zająć naszą malutką córeczką na te kilka godzin i już po dwóch dniach mogliśmy spotkać się z Lailah. Mikleo nie był za bardzo zadowolony z tego, że zostawiamy dom w rękach „obcej osoby”. Od samego rana chodził jakiś taki poddenerwowany, a ja nie byłem pewien, czy to przez wizytę u Lailah, czy przez wizytę pani Caitlyn...
- Wszystko w porządku? – spytałem się go, kiedy położył nakarmioną małą do łóżeczka.
- Nie jestem pewien – odezwał się, cicho wzdychając. – A co, jeżeli demon zacznie się bronić i nad nim nie zapanuję, po czym was skrzywdzi?
- On będzie jeden, a nas dwóch, więc damy sobie świetnie. Miki, spokojnie, damy sobie radę. Cały czas przy tobie będę i nie pozwolę, byś zrobił coś głupiego – odezwałem się, przytulając się do niego. Kochałem go najbardziej na świecie i nie mogłem pozwolić, by siebie znienawidził i zaczął obwiniać o całe zło. Serce mi się łamało, jak widziałem jego łzy, a jedyne, co mogłem zrobić, to go przytulić i powiedzieć, że będzie dobrze. Mimo, że chciałem, więcej nie byłem w stanie zrobić, a przecież powinienem. Byłem jego mężem, powinienem być silny i sprawiać, że przy mnie może czuć się bezpiecznie, a jego łzy wskazują na całkowicie coś innego.
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz