Od samego początku czułem, że Arthur coś kombinuje, dlatego starałem się pilnować mojego męża najlepiej, jak tylko mogłem. Musiałem mieć trochę racji, bo wystarczyło, że zostawiłem go na chwilkę samego, a mężczyzna już wykorzystał sytuację. Gdyby nie miał żadnych ukrytych zamiarów, Arthur normalnie ciągnąłby rozmowę dalej pomimo tego, a nie odchodził, kiedy tylko przyszedłem. Nie wiem, co on w ogóle sobie myśli, Miki chyba dawał mu wyraźnie znać, że nie życzy sobie jego towarzystwa, ja także nie byłem zadowolony, a on dalej robił swoje. Może to było odrobinkę niegrzeczne z naszej strony, ale on swoje szanse miał i wszystkie zaprzepaścił.
- Na pewno chcesz iść? Wszystko w porządku? To nie przez Arthura? Chyba sobie z nim porozmawiam... – zacząłem, odrobinkę zmartwiony nagłą propozycja mojego męża. W końcu cieszył się na wyjście do zamku, a tu już chce wracać, może Arthur coś mu zrobił albo powiedział, tylko tego nie zauważyłem? Czemu ten facet nie potrafi po prostu odpuścić?
- Nic z tych rzeczy, po prostu jestem zmęczony. Wystarczy mi spotykania z ludźmi na jakiś miesiąc – odpowiedział, chwytając mój nadgarstek jakby bał się, że zaraz pójdę do Arthura. W sumie, miał trochę racji. Sama jego obecność wystarczała, by podniosło mi się ciśnienie.
- Jeśli tak, to możemy wracać – powiedziałem, chociaż tak nie do końca przekonany jego słowom. Może tylko tak mówi, bym nie zdenerwował się na pasterza i nie zniszczył innym świąt. Albo to ja jestem jak zwykle przewrażliwiony i coś sobie ubzdurałem. Też jest taka możliwość, jakby się nad tym zastanowić... jeżeli to jest druga opcja, to chyba powinienem się o siebie martwić, bo to nie najlepiej o mnie świadczy.
Mój mąż pokiwał głową, po czym pocałował mnie w policzek. Może faktycznie będzie lepiej wrócić do domu, nim zrobię coś, czego będę później żałować. Powoli zbliżał się wieczór, z tego co widziałem, mała też była odrobinkę zmęczona, a jak wiadomo zmęczone dziecko bywa bardzo marudne, a jak jest marudne, to bardziej skore to płaczu, a jestem pewien, że nikt nie chciałby słuchać płaczu dziecka. Jako ojciec mogę powiedzieć, że to nie jest żaden miły dźwięk, zwłaszcza w nocy. Poza tym, to jest ostatni wspólny wieczór, jaki możemy razem spędzić w najbliższym czasie. Jutro wracam do pracy, więc milo będzie wykorzystać resztkę tego czasu dla siebie.
Wróciliśmy do środka, gdzie bardzo grzeczne powiedziałem, że my będziemy się już zbierać. I pomimo próśb ze strony Lailah oraz Alishy nie zmieniliśmy zdania. Yuki chciał jeszcze zostać, na co nie do końca chciałem się zgodzić – w końcu później musiałbym po niego iść, a nie za bardzo miałem ochotę chodzić po ciemku po mieście, po swojej pracy wiem, że to nie jest do końca bezpieczne. Królowa oraz Pani Jeziora zapewniły mnie, że zajmą się młodym i przypilnują, by bezpiecznie dotarł rano do domu. Mikleo wydawał się być za tym pomysłem, a skoro on był za, to chyba i ja nie miałem nic przeciwko.
Powrót o domu nie zajął nam wiele czasu, ale wystarczająco dużo, by Misaki zasnęła na moich ramionach, wykończona dzisiejszym dniem. Przynajmniej nie będziemy musieli męczyć się z usypianiem jej, a też czasami potrafiła robić nam na złość.
Mikleo zniknął w łazience, a ja zaniosłem córeczkę do łóżeczka. Kiedy wróciłem do naszej sypialni, mój mąż był już przebrany w bardziej wygodne rzeczy i leżał na łóżku, czytając książkę – fryzurę jednak pozostawił nietkniętą. Na mój widok odłożył książkę i posłał mi jeden ze swoich najcudowniejszych uśmiechów. Jestem szczęściarzem, że mam przy sobie Mikleo, i że mnie w ogóle wybrał i wybaczył te wszystkie okropieństwa, jakie mu zrobiłem. Ja jestem głupi, a głupi ma zawsze szczęcie, więc... wszystko się zgadza.
- Podoba mi się, kiedy masz upięte włosy – powiedziałem szczerze, wchodząc na łóżko i pochylając się nad nim, by ucałować jego szyję.
- Nie lubiłeś przypadkiem, kiedy miałem je rozpuszczone? – spytał, jakby odrobinkę rozbawiony.
- Uwielbiam je, ale w tym momencie trochę by mi przeszkadzały w dostępnie do twojej szyi – wymruczałem, po czym podgryzłem jego szyję na tyle słabo, by nie zrobić mu żadnej krzywdy, ale na tyle mocno, by pozostawić delikatny ślad na jego skórze. Mój mąż od razu zrozumiał, o co mi chodzi, a jego dłoń wślizgująca się pod moją koszulkę zdecydowanie była zaproszeniem na to, że możemy sobie pozwolić na więcej.
Tym razem odrobinkę za bardzo mnie poniosło, a to przez to, że spotkałem się dzisiaj z Arthurem. Musiałem odreagować złość, która siedziała we mnie od kilku dobrych godzin, oraz wyraźnie zaznaczyć tylko i wyłącznie dla mojego ego, że Miki jest tylko mój, zostawiając mu kilka malinek i śladów zębów. I kiedy już wykończeni leżeliśmy przy sobie zauważyłem siniaki na jego biodrach, czyli w miejscu, gdzie zdarzyło mi się go mocniej złapać. Nie wyczułem, że robię coś źle, i Mikleo też nie dawał mi znać, że coś jest nie tak... zdecydowanie powinienem nauczyć się panować nad swoimi emocjami.
- Trochę mnie poniosło, przepraszam – powiedziałem szczerze, chwytając jego dłoń i całując jej wierzch.
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz