piątek, 8 kwietnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Przyznam szczerze, ulżyło mi, kiedy mój mąż w końcu się obudził. Nawet kiedy Lailah potwierdziła, że rytuał zakończył się sukcesem, czułem lekką niepewność. Wiedziałem, że demon nie powróci, bardziej martwiłem się o to, czy czuje się dobrze i jego ciało nie jest w żaden sposób uszkodzone. Może i podczas walki uważałem, by go nie skrzywdzić, przez co dostawałem za nas dwóch, ale zawsze mogłem go jakoś drasnąć. Mój Boże, gdybym tylko posłuchał Lailah, odebrałbym Misaki oraz Yuki’emu matkę... dobrze, że w niego nie zwątpiłem. Chyba bym sobie nie wybaczył do końca swojego życia. 
- Lepiej mi powiedz, jak się czujesz. Nic cię nie boli? Starałem się ciebie nie skrzywdzić, ale dużo się działo i przypadkowo mogłem ci coś zrobić – spytałem, gładząc jego cudowne włosy, które znowu były piękne i białe. Nie, żeby czarny kolor był zły, ale... cóż, włoski Mikiego to białe włoski. Albo brązowe, bo przecież taki jest jego „człowieczy” kolor. 
- Z nas dwóch to ty skończyłeś z rozwaloną wargą – zauważył, kładąc jedną ze swoich delikatnych dłoni, już bez szponów, na moim policzku. Skończyłem nie tylko z rozwaloną wargą, ale i z minimum dwoma złamanymi żebrami, ale nie powinienem tego wiedzieć, bo zacznie mieć wyrzuty sumienia, co było zupełnie niepotrzebne. Należy się cieszyć, w końcu Mikleo uwolnił się od tego okropnego demona. 
- Z nas dwóch to ty stoczyłeś wycieńczającą walkę z demonem – odgryzłem się, na co Mikleo uśmiechnął się delikatnie. 
- Bez ciebie nie dałbym rady – odpowiedział, wsuwając jedną ze swoich dłoni pod moją koszulę. Czując jego palce na moich złamanych, jeszcze nie zagojonych żebrach, syknąłem cicho z bólu. – Nie rozumiem, dlaczego wcześniej nie wyleczyłeś swoich ran. Miałeś przecież ku temu możliwości – dodał, a po wpływem jego dotyku moje kości zaczęły się zrastać, powodując przy tym lekkie mrowienie. To było całkiem dziwne uczucie. 
- Myślałem, że ból nie pozwoli mi zasnąć, ale się myliłem – przyznałem, cicho wzdychając. Teraz, jak już nie czułem bólu, zdecydowanie położyłbym się spać. 
Nie, żeby coś, ale trochę dzisiaj podziałałem. Musiałem posprzątać katedrę, bo jednak z Mikim odrobinkę ją zniszczyłem. No a później oczywiście musiałem zająć się dziećmi, Alisha musiała wracać do zamku, w końcu również miała bardzo ważne obowiązki. I tak byłem jej wdzięczny za te trzy godziny, w końcu to dzięki niej mogę się teraz przytulać do Mikleo. Nie wiem, jak się jej odwdzięczę, zawdzięczam jej wszystko, i to dosłownie. Bez Mikleo nie mógłbym istnieć. 
- A dlaczego nie chciałeś spać? – dopytywał dalej, przyglądając mi się uważnie. 
- Bo muszę cię pilnować – powiedziałem tak, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. No bo przecież była, ktoś musiał sprawować pieczę nad biednym Mikim. 
- Musisz to ty iść spać. Chodź do łóżka, bo później będziesz narzekał na to, że plecy cię bolą – dodał, wstając z moich kolan i chwytając moją dłoń. 
- Nie wydajesz się być w nastroju do spania – odpowiedziałem, marszcząc brwi. Doskonale znałem ten namiętny pocałunek, dotyk i niewinny uśmiech. Poza tym, pełnia jeszcze trwała, a w pełnię zawsze był leciutko nabuzowany. Chociaż, byłem przekonany, że po dzisiejszych wrażeniach Mikleo będzie padnięty, ale cóż... najwidoczniej się myliłem. 
- Ale ty potrzebujesz snu w wygodnym łóżku – powiedział, nie przestając mnie ciągnąć do łóżka. Szczerze, to nie miałem nawet siły, by mu się przeciwstawić. 
- Położysz się obok mnie, prawda? – spytałem, kładąc się na cudownie miękkich poduszkach. Mikleo miał rację, łóżko jest zdecydowanie bardziej wygodne od fotela. 
- Nie śmiałbym ci odmówić – odpowiedział, posłusznie kładąc się obok mnie. Wtuliłem się w jego ciało, mrucząc z zadowolenia pod nosem. Miki jest cały i zdrowy, nie musimy przejmować się demonem, no i leży on tuż obok mnie, niczego więcej do szczęścia nie potrzebuje. 

***

Tradycyjnie nie było Mikleo przy mnie, kiedy się obudziłem rano. Najpewniej jest u małej, która bardzo się za nim stęskniła. Jeden dzień wystarczył, by tak strasznie się za nim stęskniła... nie wiem, jak bym ją uspokoił, gdyby rytuał się nie powiódł. Ale powiódł się i nie muszę tego roztrząsać. Szybko się ogarnąłem i skierowałem się do pokoju naszej małej kruszynki. Miałem rację, Mikleo tam był i mówił coś cicho do malutkiej, która odpowiadała mu swoim cudownym śmiechem. Czy ja już nie wspominałem, że ta dwójka to najurokliwszy obrazek na całym świecie...?
- Chyba ci jeszcze nie podziękowałem – odezwał się nagle Mikleo, przenosząc swój wzrok na moją skromną osóbkę. To było dziwne, ponieważ nie wydałem absolutnie żadnego dźwięku, który by zdradził moją obecność. 
- Nie rozumiem, za co miałbyś mi podziękować – odpowiedziałem szczerze, podchodząc do moich dwóch uroczych aniołków. 
- Gdyby cię tam nie było, nie udałoby mi się – wyjaśnił, uśmiechając się do mnie delikatnie. 
- Nie zrobiłem niczego wielkiego. Po prostu w ciebie wierzyłem, do samego końca. To wszystko twoja zasługa, mówiłem ci, że jesteś niesamowity – odpowiedziałem, całując go w policzek. Nie czułem, abym zrobił coś niesamowitego. Jestem pewien, że dałby sobie radę i beze mnie, tylko troszkę dłużej by mu to zajęło, to wszystko. Przecież to Miki, a Miki jest niesamowity i zawsze daje sobie radę. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz