Uśmiechnąłem się na pytanie mojego męża i kiwnąłem głową, powolutku karmiąc małą. W końcu malutka chciała jeść, nie mogliśmy kazać jej czekać. Zresztą, do przewidzenia było to, że jej pierwszym będzie słowo „mama”. Miki jest przy niej zawsze, kiedy potrzebowała któregoś z nas, a ja jestem, kiedy mam chwilę przed pracą albo po. Poza tym, kiedy mój mąż nie słyszał, uczyłem jej tego słowa. Mikleo na to zasługiwał, dla tego uśmiechu i iskierek w jego oczach byłem w stanie zrobić wszystko.
– Po prostu mała wie, kto jest dla niej dobry – powiedziałem, skupiając się na karmieniu. Wolałem, by większość jedzenia trafiła do jej brzuszka niż na buzię.
Malutka bardzo szybko zjadła swoją porcję, a kiedy tak się stało, Mikleo wziął ją na ręce i zaczął mówić, jaka to z niej jest wspaniała córeczka. Niech się nią teraz nacieszy, zdecydowanie na to zasługuje, a ja mogę teraz pozmywać. Nie jest tego wiele, więc mój mąż nie powinien być na mnie zły, a w tej chwili każda pomoc go odciąży. I będę jeszcze musiał powiedzieć Mikleo, że mamy zaproszenie do Alishy na święta, z którego raczej możemy skorzystać. Mała jest już na tyle duża, że nie musi spożywać mleka matki, więc Miki nie będzie musiał na jej żądanie zmieniać się w kobietę, a doskonale wiedziałem, jakie było to dla niego niewygodne. Ale najpierw muszę się spytać Mikleo, czy w ogóle chce gdziekolwiek na te święta iść. Jeżeli nie będzie chciał nigdzie wychodzić, to grzecznie odmówię Alishy. Miałem tylko nadzieję, że w razie takiego wypadku królowa się na mnie nie pogniewa.
Spokojnie sprzątając, uważając na swoje ramię, usłyszałem, jak Yuki wraz z Codim schodzą na dół. Przez to, że nasz syn ostatnio tak wiele czasu spędzał albo w pokoju, czasem zapomina mi się, że on w ogóle jest w domu. Chyba nie najlepiej świadczy to o mnie jako o rodzicu...
- Gdzie idziesz? – spytałem, przenosząc wzrok na chłopca. Sądząc po tym, że nie zaszczycił mnie żadnym spojrzeniem, chyba nadal chowa do mnie urazę. To już będzie drugi tydzień... ciekawe, jak długo jeszcze zamierza się na mnie gniewać. Pierwszy nastoletni bunt jest jednak naprawdę ciężki dla rodzica. Kiedyś mu jednak musi minąć, a ja spokojnie poczekam. To jest chyba dla mnie najlepsze rozwiązanie. – Yuki, mógłbyś mi odpowiedzieć?
- Mój szlaban się skończył, nie muszę ci się tłumaczyć – burknął, zakładając buty.
- Ale jestem twoim rodzicem i muszę wiedzieć, gdzie idziesz i o której wrócić – odpowiedziałem spokojnie, delikatnie rozmasowując swoje ranne ramię. Nieco zaczęło mnie ono boleć, ale nie był to żaden wielki ból, więc jakoś to przeżyję.
- Nie możesz mnie kontrolować na każdym kroku – powiedział ze złością. Jakie kontrolowanie? O czym on mówi?
- Yuki, mógłbyś odpowiedzieć na pytanie taty? – odezwał się nagle Mikleo, schodząc ze schodów.
- Chcę po prostu wyprowadzić Codi’ego na spacer. Wrócę za godzinę lub dwie – odpowiedział po krótkiej chwili, patrząc na Mikleo.
- Czyli mogłeś odpowiedzieć od razu. W takim razie zmykaj i uważaj na siebie – Yuki’emu nie trzeba było dwa razy powtarzać, bo po minucie nie było ani jego, ani psa. Przetarłem twarz dłonią, mając odrobinkę dosyć zachowania chłopca. Dobrze, że Miki tu jest i z Yuki z nim rozmawia, bo bez niego chyba nie dałbym sobie rady. – Duże problemy sprawiał?
- Na szczęście nie. A co z Misaki? Już śpi? – spytałem, podchodząc do męża i się do niego przytulając.
- Tak. I jeszcze kilka razy powtórzyła słowo „mama” – pochwalił ją, odwzajemniając mój gest.
- Po prostu oszalała na twoim punkcie. Tak samo, jak i ja – odpowiedziałem, całując go w szyję. – Mała śpi, młodego nie ma w domu, wszystkie prace na dzisiaj zrobione... może wykorzystamy tę chwilę dla siebie? – zaproponowałem, odsuwając się do niego, by móc spojrzeć w jego cudowne oczy. Dobrze, że naciskałem na podcięcie grzywki, uwielbiałem jego oczy, zarówno ich kształt, jak i kolor. W sumie, to uwielbiałem go całego.
- A co z twoim ramieniem? – spytał, przyglądając mi się ze zmartwieniem.
- Owieczko, nie martw się o mnie, jest już znacznie lepiej, a gdyby coś się działo, na pewno to zauważysz. Poza tym, taka okazja jak dzisiaj prędko się nie zdarzy – wyjaśniłem, odgarniając kosmyki z jego policzków. Czułem ten dreszcz, kiedy się do niego przytuliłem, widziałem ten niewinny rumieniec, i dzięki temu doskonale wiedziałem, że nie ja jeden mam ochotę na chwilkę przyjemności.
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz