piątek, 5 listopada 2021

Od Shōyō CD Taiki

Słysząc opowieść mojego narzeczonego uśmiechnąłem się delikatnie. To było bardzo podobne do Vivi. Już wczoraj zauważyłem, jak bardzo zaczęła się przejmować małą Łatką. Niemalże od razu ją zaakceptowała i zaczęła uważać za swoją podopieczną. Tylko żeby szybko jej to przeszło, w końcu Łatka musi jeszcze zapoznać się i zaakceptować Kodę. 
- Tak, to brzmi zdecydowanie jak Vivi – powiedziałem, drapiąc moją ukochaną lisicę za uchem, która siedziała przy mnie. Nawet teraz nie spuszczała szczeniaka z oka, jakby bała się, że zaraz zniknie. – Po kilku dniach powinna się uspokoić, na razie jest po prostu strasznie podekscytowana i musi się przyzwyczaić do nowej sytuacji. 
- Mam nadzieję, bo przez nią będę musiał trzymać Kodę na dworze, a on nie będzie zadowolony – odpowiedział, cicho wzdychając. – To co, przygotuję ci śniadanie, ubieramy się i możemy iść na zakupy – dodał, czochrając moje włosy. 
- A może ja coś teraz przygotuję? – zaproponowałem, chcąc się do czegoś przydać. Wczoraj nie robiłem praktycznie nic, przez co aż głupio się czułem. Dzisiaj muszę nadrobić ten cały wczorajszy dzień, bo to, że wróciłem po tak długiej nieobecności nie zwalnia mnie z moich obowiązków. 
- Nie, nie, ty się niczym takim nie przejmuj – odparł, nachylając się nade mną, by mnie pocałować w czoło i zaraz zniknął za drzwiami. I tyle by było z bycia produktywnym z rana. 
Odłożyłem maleństwo na podłogę, które nie było z tego powodu bardzo zadowolona. Chyba wolała, jak ją drapałem po brzuszku, ale niestety, wiecznie tego robić nie mogłem. Im wcześniej wyjdziemy, tym wcześniej wrócimy do domu, a kiedy to zrobimy, będziemy mogli poświęcić całą uwagę zwierzakom. Podrapałem ją po łebku i wyszedłem z pokoju, wcześniej zabierając ze sobą rzeczy, które założę w łazience. Nie bałem się zostawić zwierzaków samych, drzwi do pokoju będą otwarte, a gdyby było coś nie tak, Vivi na pewno da nam znać.
Ogarnianie się nie zajęło mi dużo czasu. Szybko się odświeżyłem i ubrałem, starając się wyglądać jak najlepiej. Podwinąłem rękawy i nogawki, by ubrania mojego ukochanego prezentowały się na mnie jak najlepiej, spróbowałem troszkę ogarnąć swoje włosy i tę przydługą grzywkę, która jednak odrobinkę mi przeszkadzała i naprawdę wypadałoby ją skrócić, a kiedy to tak średnio mi się udało, zszedłem na dół. 
Z powodu jeszcze wczesnej pory w kuchni był jedynie Taiki oraz oczekujące na śniadanie zwierzaki. Nie za bardzo mnie to dziwiło, w końcu wczoraj wszyscy całkiem późno znaleźli się w łóżkach, a Shingo to już pewnie w pracy jest. Nie wiedziałem tylko, gdzie pracował, ale sądząc po spokoju mojego narzeczonego mogłem podejrzewać, że nie jest to nic nielegalnego, jak kradzieże czy walki. To bardzo dobrze, skoro on nie będzie się pchał w kłopoty, to i Taiki pozostanie bezpieczny. 
- Wyglądasz olśniewająco – powiedział Taiki, kiedy tylko wszedłem do kuchni. Zmarszczyłem brwi na jego słowa, czy on aby trochę nie przesadzał? Bo mnie się wydawało, że zdecydowanie tak. Nie zrobiłem kompletnie nic w kierunku, by wyglądać tak, jak powiedział. Włosy jak zwykle były w nieładzie, a ubrania mimo, że faktycznie starałem się, by wyglądały jak najlepiej, było widoczne to, że nie są one na moją miarę. 
- Nie musisz mi tego ciągle powtarzać, zwłaszcza że wiem, że wcale tak nie jest – odpowiedziałem, podchodząc do niego, by zarzucić mu ręce na szyję. 
- I przez takie gadanie wiem, że muszę i będę to robił, póki nie zaczniesz wierzyć w moje słowa – odpowiedział, kładąc swoje dłonie na moich biodrach. Westchnąłem cicho na jego słowa, nie za bardzo wiedząc, co mam mu na to odpowiedzieć. Coś czułem, że i tak mu do rozumu nie przemówię. – Zrobiłem śniadanie, więc możemy zjeść i iść. 
- A nie będziesz miał żadnego problemu w pracy, że bierzesz kolejny dzień wolnego? – spytałem zmartwiony, nie chcąc by z mojego powodu miał jakiekolwiek problemy, gdziekolwiek on tam pracował. Najwyżej mógłbym pójść do miasta sam i kupić to, co najpotrzebniejsze łatce, a ten resztę zakupów odłożyć na jakiś inny dzień. Co prawda, po tym co mi się przytrafiło trochę bałbym się iść sam, ale skoro tamci już nie żyją, to chyba nic mi już nie groziło... no chyba, że Taiki nie ma żadnej pracy, a mi się coś po prostu pomyliło. 

<Taiki? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz