Po powrocie do domu zrobiłem mężowi kolację, którą postawiłem mu na stole, zastanawiając się nad czymś bardziej romantycznym, jednak tak szybko, jak na to wpadłem, tak szybko sobie to odpuściłem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że mój mąż może być zmęczony po podróży, a ja nie mogę niczego od niego oczekiwać, w końcu jak sam mówi, jest stary i coraz rzadziej ma ochotę na zbliżenia, po co więc robić coś, na co i tak nie będzie miał siły.
Nie produkując się niepotrzebnie, położyłem się na łóżku, nawet już nie zażywając kąpieli, czekając na męża, który nie wracał do domu przez dłuższy czas, zmęczony już czekaniem przytuliłem się do poduszki, zamykając zmęczone oczy, nie wiedząc, nawet kiedy moje ciężkie oczy zamknęły się, a ciało odpłynęło do innej krainy.
Dnia następnego obudziłem się dosyć późno, dostrzegając męża, który nie spał, wpatrując się we mnie z uśmiechem na ustach, głaszcząc mnie po głowie, co przynosiło mi sporą dawkę przyjemności.
- Dzień dobry owieczko - Wyszeptał, całując mnie w czoło.
- Dzień dobry - Wyszeptałem, wtulając się w jego dłoń, nie chcąc kończyć tej przyjemności, która mogłaby trwać jeszcze dłużej. - Nie przestawaj - Wymruczałem zadowolony, jak mały kotek, mrucząc z zadowoleniem pod nosem.
Sorey cicho zaśmiał się, całując mnie w czoło.
- Dla mojej owieczki wszystko - Wyszeptał, nie przestając mnie głaskać, czym sprawił mi sporą przyjemność. - Co ty na to, aby zażyć wspólnej kąpieli a później zjeść razem śniadanie, którą przygotuję mojej małej owieczce - Zaproponował, a ja nie miałem nic przeciwko, wczoraj nie miałem siły, aby się wykąpać, dla tego uważam, że to dobry moment, aby to nadrobić.
- Chętnie - Przyznałem, już chcąc wstać, aby ją przygotować, w końcu mąż mój powinien odpocząć po tej długiej podróży, a ja miałem siłę, aby zająć się i kąpielą i nawet śniadanie.
- Nie, nie, ty tu zostajesz, a ja przygotuję nam kąpiel - Stwierdził, wstając z łóżka, każąc mi poczekać na męża mojego, który przygotował kąpiel, wracając po mnie, dopiero gdy wszystko było gotowe. - Zapraszamy - Z szarmanckim uśmiechem zaprosił mnie do kąpieli.
Kąpieli, która, była bardzo przyjemna, wspólnie spędzony czas i tyle do szczęścia nam wystarczy. Wspólnie spędzonych czas to zawsze miłą odmianą, niby dzieci były już starsze i dawały sobie bez nas radę, jednak mimo to czasem zabierając nam czas i prywatność, której od dawna nie mieliśmy.
Wspólne śniadanie też było bardzo przyjemne, Sorey przygotował śniadanie, dbając o to, aby niczego na stole nie zabrakło. Mój mąż to kochany człowiek, który często nie docenia tego, jak cudownym człowiekiem jest.
- Powinniśmy pójść już po dzieci? - Zapytał, gdy wspólnie sprzątaliśmy po śniadaniu.
- Tak, powinniśmy, tylko kto powiedział, że już teraz - Wyszeptałem, uśmiechając się do niego uroczo.
- Masz coś na myśli? - Dopytał, wycierając dłonie w ręcznik, przyglądając mi się uważnie.
- Cóż mogę mieć coś na myśli, tylko nie wiem, czy byś chciał - Mówiłem kodem, nie od razu chcąc mu powiedzieć, tak od razu co mam na myśli.
- A może jaśniej owieczko - Poprosił, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Co ty na to, abym dla mojego cudownego męża włożył jakąś sukienkę, dawno już tego nie robiłem - Zaproponowałem, kładąc dłonie na jego ramionach.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz