środa, 12 kwietnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

Mój ukochany zdecydowanie źle to odebrał, to nie tak, że z wyprawy cieszyłem się bardziej niż czasu spędzonego z mężem, ja po prostu naprawdę bardzo, ale to bardzo chciałem poczuć odrobiny powiewu świeżości w naszym życiu.
Sorey jest cudownym mężczyznom, którego kocha nad życie, ale czasem strasznie nudzi mnie monotonia naszego życia, czasem miło jest zrobić coś innego i właśnie to coś innego nareszcie się w naszym związku pojawiło.
- Sorey - Zacząłem, powstrzymując go od wyjścia z kuchni, zwracając jego uwagę - Nie uważam, aby wyprawa była ważniejsza od ciebie, nie uważa również, abym cieszył się bardziej z wyjazdu niż z czasu spędzonego z tobą, ja po prostu tęskniłem za wyprawami, dla tego się cieszę z tego prezentu, ale tak naprawdę bardziej cieszę się z tego, że będziemy tam razem - Wyznałem, chcąc, aby pojął, że nie cieszę się z wyprawy bardziej niż z czasu spędzonego razem.
 Mój mąż po wypowiedzianych przeze mnie słowach podszedł bliżej do mnie, całując w czoło.
- Wiem o tym, nie przejmuj się, tym co mówię - Odpowiedział, a ja coś tak czułem, że mówi tak tylko dlatego, aby zakończyć temat, nie ciągnąc go dalej, kiedy to ja nie chciałem go zakończyć. Chcąc, aby nareszcie to zrozumiał, nic nie jest tak ważne, jak on i uczucia, którymi go obdarowuje.
- Nie wiesz, gdybyś wiedział, to nie mówiłbyś niczego takiego, a mówisz, a więc nie wiesz - Odparłem, co wywołało ciężkie westchnięcie wydobywające się z ust mojego męża.
- Miki skarbie, nie przebój się niczym est dobrze, pójdę po dzieci, a ty zasiądź już przy stole, niedługo wyruszamy w podróż - Po wypowiedzianych przez niego słowach pokręciłem głową, grzecznie siadając przy stole czekać na męża i dzieci nerwowo bawiąc się łyżeczką, którą mieszałem herbatę, nie żebym się niecierpliwił, ale już chciałby wyruszyć w podróż.
Czekałem i czekałem, a czekanie powodowało, że niecierpliwiłem się jeszcze bardziej.
- Cześć mamo - Słysząc głos moich dzieci, uśmiechnąłem się do nich delikatnie, co od razu odwzajemniłem, ciesząc się z widoku moich kochanych dzieci.
- Dzień dobry skarby - Przywitałem się z dzieciakami czekając, aż zasiądą przy stole, wraz z moim ukochanym mężem czekając tylko na zażycie wspólnego posiłku.
Posiłek zjedliśmy, w bardzo dobrej atmosferze rozmawiając i śmiejąc się z różnych odrobinkę głupich tematów, których normalnie ludzie by nie zrozumieli.
Śniadanie minęło nam w przyjemnej atmosferze, po którym musieliśmy posprzątać, zebrać wszystkie potrzebne rzeczy, zamknąć drzwi mogąc ruszyć w stronę zamku z całą rodziną.
Spacer do zamku nie zajął nam za wiele czasu, dziś powiedziałbym, że w zamku znaleźliśmy się szybciej niż zazwyczaj i żeby nie było, ja nikogo nie pośpieszałem, to nasze dzieci jakoś tak zbyt szybko szły.
Powitaliśmy się z królową i młodym księciem, który wyrósł na przystojnego młodzieńca.
Z Alishą rozmowa była bardzo przyjemna, ale w końcu musiała pozostać ona zakończona, co zabawne nie przez nas a przez królową, która nas wygoniła, życząc dobrej zabawy, cudowna kobieta a pomyśleć, że wcześniej jej nie lubiłem, naprawdę głupi byłem.
Jesteś gotowy? - Zapytał mój mąż, który wsiadł na swojego konia.
- Jak nigdy, mimo że nie wie nawet gdzie dokładnie się wybieramy - Przyznałem, ciekaw miejsca, do którego zabiera mnie Sorey.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz