Zdecydowanie bardziej wolałem, aby mój mąż pozostał w szpitalu, niż miałby wracać do domu, jednak nie mogłem w tej chwili już nic uczynić, mój mąż miał prawo się wypisać ze szpitala na władne żądanie a ja, aby się z nim nie kłócić zamknę już usta i odpuszczę, aby go niepotrzebnie nie denerwować.
- To pana decyzja, jest pan dorosły, zaraz przyniosę wypis - Powiedział, wychodząc po chwili z pokoju, pozostawiając nas samych.
- Wiesz, że to niemądre? - Zacząłem, zerkając na męża, który już był gotowy do wyjścia ze szpitala.
- Nie sądzę, lepiej mi będzie w domu - Stwierdził, patrząc na mnie z uwagą, chwytając moją dłoń.
- Martwię się o ciebie - Przyznałem, mocniej chwytając jego dłoń, dziś, gdy tak leżał tu nieprzytomny, bałem się, że to stracę i tak wiem, wiem, że on kiedyś stad odejdzie, ale nie chce, aby stało się to teraz, przecież ja się rozsypię, a dzieci? One mogą to znieść jeszcze gorzej ode mnie.
- Nie martw się owieczko, nic mi nie będzie. Obiecuję, że będę się stosował, a przynajmniej próbował stosować do rad medyka - Obiecał, całując mnie w czoło. Cóż więc miałem zrobić jak tylko się zgodzić, Sorey jest dorosły, a ja już po prostu nie mam siły, aby z nim walczyć, niech już wróci do domu, a później zajmę się nim aby jego serce wciąż jak najdłużej biło.
- Proszę o to pana wypis, proszę zająć się mężem i nie pozwalać mu się przemęczać, w innym wypadku jego serce może tego już nie wytrzymać - Odparł, podając mi dokumenty, uświadamiając mnie w tym, jak niewiele czasu mogło mu pozostać.
- Dobrze, zajmę się nim - Obiecałem, naprawdę mając na celu to zrobić, od dziś Sorey będzie pod moją stałą opieką i naprawdę zrobię wszystko, aby był cały I zdrowy tak długo, jak pan nasz mu pozwoli.
Powrót do domu był bardzo spokojny, Sorey powoli szedł przy mnie, nie mówiąc nic, najpewniej wciąż będąc zmęczonym, zaraz wrócimy do domu, zażyje gorącej kąpieli, zje kolację i pójdzie spać, a ja zajmę się całą resztą.
- Jesteśmy, Merlin, Misaki? - Zawołałem dzieci, które od razu pojawiły się na schodach.
- Gdzie byliście? - Zapytała dziewczyna, która przyglądała się uważnie swojemu tacie.
- Nic takiego z mamą byliśmy na spacerze - Sorey wyprzedził mnie, nie mówiąc prawdy naszym dzieciakom, no tak, bo po co ma ich uświadamiać, w tym, jak źle z nim jest.
- No dobrze - Misaki odpuściła, wracając do pokoju, ach ten bunt młodzieńczy, kochana dziewczyna tylko trochę mało czasu z nami spędza, no cóż z tym trzeba się już pogodzić.
- Merlin lekcje zrobione? Kolacja zjedzona? - Dopytałem, na co chłopiec kiwnąłem głową. - W takim razie zmykaj spać - Poprosiłem, całując syna w czoło.
- Dobranoc mamo, dobranoc tato - Odezwał się, znikając na schodach do swojego pokoju.
- Jak miło być w domu - Odezwał się Sorey, siadając na kanapie w salonie.
- Na pewno, idź się umyj, a ja w tym czasie przygotuję ci kolację, po której się położysz i nie chcę słuchać sprzeciwu - Zagroziłem, idąc do kuchni, aby przygotować mu coś lekkiego na kolację.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz