Nie podobało mi się to ultimatum, dlaczego miałbym się na nie zgodzić? Przyszliśmy tutaj dla Mikleo, to miał być przecież prezent dla niego i nigdy sobie nie wybaczę, jeżeli teraz przeze mnie odjedziemy stąd bez poznania tego miejsca. Poza tym, ja tylko go spowalniałem, więc tym bardziej powinienem tutaj zostać, a Miki powinien iść sam. On od razu będzie mógł polecieć prosto do części, której jeszcze nie zwiedziliśmy, a ze mną musiałby przechodzić raz jeszcze przez te wszystkie pułapki, przez co marnował nie tylko czas, ale i siły. Znalazłem więc idealne dla niego rozwiązanie, a on twierdzi, że beze mnie nigdzie nie idzie.
- Ale czemu nie chcesz tam iść sam? Ja jestem dla ciebie tam jak kula u nogi. Zaraz się męczę, a jak się nie męczę, to muszę bardzo ostrożnie iść, by nie natrafić na jakąś pułapkę. Ty możesz użyć skrzydeł i zaraz się znaleźć na miejscu, oszczędzasz więc... – zacząłem od razu wymieniać wszystkie zalety wynikające z samotnej podróży, ale nie skończyłem go przekonywać, bo przerwał mi kładąc swoją dłoń na moich ustach. I co ja z nim mam...
- Jak już mówiłem, idę albo z tobą, albo w ogóle. Więc teraz ja przygotuję ci śniadanie, a ty się zastanów, jak się czujesz i co mamy zrobić. I pamiętaj, żadnego kłamania, bo jak się dowiem, że mnie okłamujesz, to nie ręczę za siebie – ostrzegł mnie, ale ja tak niezbyt się tym przejąłem. Dla niego byłem w stanie przełożyć jego dobro ponad swoje zdrowie, niezależnie od konsekwencji. Więc skoro nie daje mi innego wyboru, jak tylko się zebrać w sobie i z nim iść.
Nie musiałem jednak go w żaden sposób okłamywać, bo czułem się dobrze. Miewałem oczywiście lepsze dni, w których to czułem lepiej, ale serce biło mi normalnym rytmem, gorączki nie miałem, kaszlu też, więc to można uznać za coś dobrego. Jedyne, do czego mogłem się przyczepić, to do bólu mięśni od spania na twardej powierzchni, no i może delikatnego drapania w gardle, który zapewne minie mi, kiedy tylko napiję się czegoś ciepłego. Nie mogłem jednak stwierdzić, jak się będę czuł tam na dole. Albo to tylko przez to moje wczorajsze złe samopoczucie, albo w tej drugiej części ruin coś było nie tak z powietrzem i trochę ciężko mi się oddychało... nie no, pewnie mi się wydawało, znajdowało się to głęboko pod ziemią, owszem, ale nie wydaje mi się by było to aż tak głęboko, abym miał problemy z oddychaniem.
Postanowiłem więc nie niszczyć Mikleo prezentu i kontynuować z nim dalsze zwiedzanie. Teraz już nie zamierzałem tak bardzo naciskać na powrót, chyba, że będę się czuł bardzo, ale to bardzo źle. A tak niech sobie ogląda ruiny i cieszy się z prezentu, w końcu właśnie po to go tutaj przyprowadziłem.
- Dziękuję. Jak zjem, możemy wyruszać dalej zwiedzać – powiedziałem, kiedy Mikleo podał mi jedzenie. Naprawdę muszę się ogarnąć i zacząć mu pomagać. Wczoraj po powrocie zrobił wszystko za mnie, rozpalił ognisko, przygotował jedzenie, umył naczynia... nie mogłem zostawić wszystkiego na jego barkach, to było naprawdę nie w porządku z mojej strony.
- Ale jesteś pewien, że absolutnie nic ci się nie dzieje? – dopytał, już zdecydowanie za bardzo trzęsąc się nade mną.
- Trochę bolą mnie mięśnie, ale do tego już się przyzwyczaiłem – powiedziałem zgodnie z prawdą, uśmiechając się do niego i zaraz nachyliłem się, by móc go pocałować w czubek nosa.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz