czwartek, 20 kwietnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

Szczerze nie byłem pocieszony z powodu jego słów, najchętniej jeszcze bym tu został, ale wiedziałem, że nie mogę. Sorey może być już zmęczony, a nawet głody a ja nie mogłem go zmuszać, do przebywania tu dłużej niż to było konieczne, no cóż, jutro też jest dzień, abyśmy zwiedzili te ruiny, o ile mój mąż będzie miał na to siłę, co by nie było to starszy człowiek i może chcieć już wracać, nie pocieszałoby mnie to ale skoro tak trzeba, to innego wyjścia po prostu nie ma.
Kiwając posłusznie głową, podszedłem do męża, aby chwycić go za dłonie chcąc użyć swoich skrzydeł do szybszego i prostszego wydostania się z tych podziemi.
- Nie, ja idę sam - Stwierdził, podchodząc do schodów, robiąc pierwszy krok, no dobrze, jeśli chce, niech idzie i tak zaraz tego pożałuje.
I tak jak się tego spodziewałem, Sorey prawie się poślizgną i pewnie, gdybym nie był obok, nie spadłby, że schodów, a tam ułatwił mi tylko pochwycenie go i wylecenie nie tylko z podziemi, ale i z ruin omijając pułapki które nie mogły nam zagrozić w powietrzu, że na to wcześniej nie wpadłem, głupi ja.
- I po krzyku - Odezwałem się, stawiając męża na ziemi, od razu osuszając go z wody, zajmując się następnie sobą, dbając o to, bym wszędzie był już suchy, chowając swoje skrzydła, zerkając na męża. - Odpocznij sobie na kocu, a ja zrobię ci coś do jedzenia - Poprosiłem, będąc pewnym, że mój mąż był zmęczony i głodny a ja w tej sytuacji muszę o niego zadbać, aby nic się mu nie stało.
- Nie musisz, sam coś sobie zrobię - Odezwał się, siadając mimo wszystko na kocu, kładąc dłoń na sercu, czym naprawdę mnie zmartwił.
- Wszystko w porządku? - Zapytałem, przyglądając mu się z uwagą w swoich lawendowych oczach.
- Tak, nie musisz się martwić, jestem tylko odrobinkę zmęczony - Wyznał, na co kiwnąłem łagodnie głową, skoro tak mówi, nie może być inaczej, jednak jedli coś zauważę, niepokojącego od razu zareaguję.
- Gdyby coś się działo, daj mi proszę znać - Poprosiłem naprawdę przejęty jego stanem zdrowia.
Sorey zgodził się, a mimo wszystko nie do końca mu wierzyłem, dla tego podczas przygotowywania mu posiłku zerkałem na niego, upewniając się, że nic się z nim złego nie dzieje, bardzo bym nie chciał, aby jego stan się pogorszył, jesteśmy daleko od domu, a ja nie byłbym w stanie w żaden sposób mu pomóc, nie byłem przecież lekarze i nie mogłem zrobić nic, oprócz uleczenia jego ciała z sercem jednak nie byłem w stanie sobie poradzić, nawet gdybym bardzo tego chciał.
- Jesteś pewien, że wszystko z tobą jest dobrze? - Zapytałem, podając mu gotowy posiłek, w miseczce martwiąc się o niego.
- Przecież już ci mówiłem, że czuję się dobrze, nie musisz się o mnie martwić - Wyjaśnił, a ja westchnąłem cicho, podejmując w głowie bardzo ważną decyzję.
- Powinniśmy jutro wracać do domu, wystarczy nam już zwiedzania a tobie i twojemu sercu atrakcji - Wyznałem, naprawdę chcąc to zrobić, radość radością, ale nie jest ona warta pogorszenia się stanu zdrowia człowieka którego kocham ponad własne życie i szczęścia.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz