I właśnie tego można się było po nim spodziewać, zamiast leżeć grzecznie w łóżku i się wygrzewać on już szuka sobie zajęcia, tak jakby nie umiał na tyłku usiedzieć.
- Ja? To raczej ty zastanów się, czy przypadkiem czegoś nie potrzebujesz? - Odwróciłem jego pytanie przeciwko jemu samemu.
- Ja? Dlaczego ja? - Dopytał, unosząc jedną brew ku górze.
- Ty, ponieważ nic nie jadłeś - Odpowiedziałem, patrząc na niego ze spokojem.
- Miki jadłem śniadanie pamiętasz? - Na to pytanie westchnąłem cicho, no tak wystarczy mu śniadanie, mimo że trochę czasu już minęło, ale co ja tam wiem prawda?
- Dobrze, w takim razie chce, abyś położył się przy mnie, niczego więcej nie oczekuję - Przyznałem, czekając aż wróci do mnie, do łóżka i wtuli się w moje ciało.
- Oczywiście, jeśli tego tylko chcesz - Zgodził się, wracając do łóżka, wtulając w moje ciało. Niczego więcej nie było mi trzeba, jak tylko wspólnego przeleżenia w łóżku z osobą, którą kochałem nad swoje życie.
- Tak, właśnie tego chce - Wyszeptałem, czując jego zapach, który zawsze wywoływał u mnie szaleństwo i za którym już do końca swoich dni będę tęsknił.
Wtulony w ciało męża zamknąłem oczy, głaszcząc go po włosach. Słysząc, jak jego oddech staje się płytki. Zasnął, korzystając z dobroci gospody, nim jutro znów ruszymy w podróż.
Dzień upłynął szybko i nim zdążyliśmy się obejrzeć za siebie, nastał nowy piękny, chociaż okropnie gorący dzień, nie lubiłem takich dni, a mimo to narzekać nie chciałem wiedząc, o tym, że musimy wyruszać w dalszą drogę, aby odkryć wciąż nieznane ki miejsce. Gdzie ten mój mąż mnie zabiera, to ja pojęcia nie mam i mimo wskazówek które mi udzielił, nie byłem w stanie, pojąć do tego, gdzie idziemy.
Sorey oczywiście nic mi nie chciał powiedzieć, przecież miałem sam dojść, do tego, gdzie idziemy.
- Jesteś pewien, że chcesz ruszać w dalszą podróż? - Na to pytanie energicznie pokiwałem głową, nie mając zamiaru pozostać tu jeszcze dłużej niż to konieczne.
- Tak jestem pewien, chce ruszać w podróż - Przyznałem, zbierając wszystko, co do nas należało, nie chcąc nic pozostawić w domu gospodarza.
- A temperatura? Nie będzie ci przeszkadzać? - Na to pytanie zerknąłem w stronę okna, cicho wzdychając. No tak, temperatura może być problemem, ale nie zmieni to mojego nastawienia do podróży, ruszamy jeszcze dziś i nic ani nikt tego nie zmieni.
- Sorey skarbie nie przejmuj się mną, ja naprawdę dam sobie radę, nie musisz się mną przejmować, ja naprawdę nie umrę - Odpowiedziałem, podchodząc do niego, aby ucałować go w policzek. - Chce już dowiedzieć się, co dla mnie przygotowałeś - Przyznałem, uśmiechając się do męża gotowy do wyjścia. - Idziemy? - Dopytałem, poprawiając torbę, którą trzymałem w ręce.
- Tak, jeśli jesteś pewien, chodź - Zabrał ode mnie torbę, idąc w stronę wyjścia z gospody, naturalnie najpierw żegnając się z gospodarzem, dziękując za gościnę, wychodząc na dwór, gdzie faktycznie było strasznie gorąco, a mimo to nie chciałem zmienić planów, idziemy i nic ani nikt tego nie zmieni.
Podróż była naprawdę ciężka a wszystko to z powodu gorąca, które mi doskwierało.
- Dobrze się czujesz? - Zapytał mój mąż, który przyjrzał mi się uważnie, prowadząc konia bliżej mnie.
- Tak oczywiście, spokojnie Sorey nic mi nie jest, to tylko słońce na to nie mam wpływu - Przygnałem, uśmiechając się do niego łagodnie, całując w policzek. - Nie martw się - Poprosiłem, naprawdę nie chcąc, aby się denerwował, to naprawdę nie było konieczne i oboje dobrze to wiemy.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz