Na słowa męża zareagowałem cichym pomrukiem niezadowolenia, nie chciałem wstawać, a tym bardziej nie chciało mi się jeść, najchętniej przespałbym cały dzień w łóżku, bo właśnie to wychodzi mi zawsze najlepiej i tak przecież na tę chwilę nie jesteśmy w stanie wyruszyć w dalszą podróż a wszystko to z powodu deszczu, który zapewne zmieni się w burze, jak na złość mnie samemu, bo przecież, po co ruszać w dalszą drogę jak można siedzieć w gospodzie.
- Nie - Mruknąłem, nakrywając się porządnie kołdrą, nie mając ochoty wstawać.
- Hej owieczko to już chyba najwyższą pora, aby wstać co? - Słysząc jego słowa, nie odezwałem się, ignorując jego osobę, leżąc pod ciepłą pierzyną, nie mając ochoty wstać.
Mój mąż nie odpuszczając mi, zdjął ze mnie pierzynę, która okrywała moje wciąż nagie ciało, po wczorajszych doznaniach nie chciało mi się ubierać, dla tego pozostałem bez ubrań.
- Sorey - Mruknąłem niezadowolony, otwierając swoje oczy, patrząc na niego z niezadowoleniem.
- Proszę wstać, śniadanie jest już gotowe - Odpowiedział, nie odpuszczając mi. Położysz się, gdy tylko ze mną zjesz - Odpowiedział, oddając mi kołdrę, wywołując u mnie ciężkie westchnięcie.
- Jeśli aż tak cię to uszczęśliwi - Zgodziłem się, robiąc to, o co mnie poprosił, jedząc z nim śniadanie, czy było dobre? Powiedzmy, że jedliśmy lepsze, ale też bardzo złe nie było, po prostu więcej bym go nie zjadł, chyba że bym musiał.
- Smakowało ci? - Na jego pytanie kiwnąłem delikatnie głową, przecież nie powiem mu, że jest mierne, gospodyni na pewno się starał, dlatego nie chciałem krytykować, po prostu nie moje smaki.
- Nie wydajesz się zadowolony, coś się stało? - Zapytał, kładąc dłoń na moim policzku, zbliżając się do moich ust, aby złączyć je w delikatnym pocałunku.
- Nie, oczywiście, że nie, chciałby po prostu wyruszyć już w dalszą podruż - Przyznałem się, nakryty kołdrą przytulając do męża, który siedział obok mnie.
- Wiem owieczko, ale nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Chyba że bardzo chcesz, to możemy wyruszyć nawet teraz - Na jego słowa zareagowałem energicznym kręceniem głową, przecież nie mogę pozwolić, aby Sorey jechał w deszczu tylko dlatego, że ma swoje widzi misie, nie jestem przecież dzieckiem, potrafię cierpliwie wyczekiwać nadejścia następnego dnia, które może będzie słoneczne.
- Nie ma mowy, poczekamy i zobaczymy, co będzie dalej. Nie pozwolę ci wyjść na dwór w taką pogodę, zachorujesz, a wtedy twój organizm może mieć problem z pokonaniem - Wyżąłem, czym rozbawiłem mojego męża, który od razu ucałował mnie w czoło, poprawiając moje włosy, które były rozrzucone były na wszystkie możliwe strony.
- Oj Miki, Miki - Rozbawiony pokręcił głową, wstając z łóżka, aby podać i moje ubrania. - Ubierz się - Gdy to powiedział, westchnąłem ciężko, nie mając na to ochoty, przecież okna były zasłonięte, a i drzwi znów zamknął, dlaczego nie mogę poleżeć sobie bez ubrań?
Westchnąłem cicho, ale nie narzekałem, grzecznie ubierając ubrania, które pozostało mi przekazane przez męża.
- Zadowolony? - Zapytałem, w tym samy momencie słysząc głośne uderzenie, powodując u mnie zimny dreszcz, na chwile paraliżując moje ciało.
- Miki? - Słysząc głos męża, wziąłem kilka głębokich wdechów, starając się uspokoić, nic się przecież nie dzieje, to tylko burza, wdech i wydech, wdech i wydech.
- Nic mi nie jest - Odpowiedział, siadając na łóżku, starając się nie myśleć o burzy, kładąc się po chwili na łóżko, wtulając twarz w poduszkę. - Przytul mnie - Poprosiłem, chcąc, aby był tu blisko mnie, nim ta okropna burza dobiegnie końca.
<Psterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz