piątek, 14 kwietnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Według mnie Miki w tym momencie odrobinkę wyolbrzymiał tę sprawę. Odkąd oboje naszych dzieci zaczęły chodzić do szkoły, do popołudnia mieliśmy spokój w domu. Czasem Cosmo trochę poszczekał, kotki coś sknociły, ale ogólnie źle bardzo nie było. Nie zawsze spędzaliśmy ten czas razem, gdyż często łapałem się jakichś sezonowych prac, co by dorzucić trochę grosza do budżetu domowego. Od czasu porzucenia pracy w straży nie potrafiłem znaleźć takiej stałej pracy, co było męczące, owszem, ale nie żałowałem tego. Dzięki temu znacznie więcej czasu mogłem poświęcić Mikleo i dzieciom, trochę naprawiając dawne błędy. 
- Ja tam nie uważam, abym miał mało ciszy w domu, zwłaszcza odkąd Merlin rozpoczął naukę – odpowiedziałem szczerze na jego pytanie, nie chcąc go oszukiwać. Nie czułem się źle w domu mimo tej całej rutyny, mi tam ona nawet pasowała, zwłaszcza, odkąd zrobiło się spokojniej, ale tylko mogłem się domyślać, że Miki może mieć tego dosyć. Gdyby spojrzeć na niego takim anielskim okiem, to był przecież bardzo młody, i to wręcz był dzieckiem. A jak wiadomo, większość dzieci jest niecierpliwych i nie lubią rutyny, zwłaszcza takiej, która trwa dwadzieścia lat. Nie wiem, jakim cudem się mu jeszcze nie znudziłem... a może się mu znudziłem, tylko nie chce mi o tym powiedzieć? Nie, tu już sobie coś wmawiam, Miki jest aniołem, a nikt i nic nie może kochać bardziej od anioła.
- No tak, ale to nie jest ten sam rodzaj ciszy. Teraz wreszcie czuję się taki... wolny – przyznał, a jego słowa trochę mnie zmartwiły. Więc w domu czuł się jak w więzieniu... nie mogłem się mu jednak dziwić, najlepsze lata swojego życia spędza w czterech ścianach. Z jednej strony nie powinienem czuć się źle, bo przecież Miki doskonale wiedział, że się na to pisze, kiedy zgadzał się na pierwsze dziecko. Nie zmieniało to jednak faktu, że mogłem zrobić coś, by czuł się lepiej w domu. 
- Nie czujesz się dobrze w domu? – dopytałem, chcąc mieć sto procent pewności, że dobrze go zrozumiałem. 
- To nie tak, po prostu stęskniłem się za podróżami. I to bardzo – wyjaśnił co tak niezbyt mnie przekonywało. Czuł się źle, tylko nie chciał mi o tym powiedzieć. Bardzo wielu rzeczy dowiaduję się na tej wyprawie, a dopiero co się ona zaczęła. Już trochę się bałem, czego dowiem się w późniejszym etapie...
Aż do wieczora umilaliśmy sobie czas rozmową na różne tematy, dzięki czemu szybciej on mijał i w końcu musieliśmy rozglądać się za jakimś miejscem do nocowania i rozpalenia ogniska. Nie było to takie łatwe, w końcu trzeba było zjechać z gościńca i dalej prowadzić konie bardzo ostrożnie, by przypadkiem nie złamały sobie nogi. Za jakieś cztery dni, może pięć, będziemy przejeżdżać przez wioskę, w której możliwe, że będzie gospoda, i w takim wypadku wydaje mi się, że raczej się w niej zatrzymamy na nos. Co jak co, ale ja z chęcią skorzystam z dobrodziejstw karczmy i łóżka. Już na samą myśli o spaniu na ziemi bolały mnie wszystkie mięśnie... no nic, przeżyję to jakoś. Już się do tego przygotowałem psychicznie, ale trochę wątpiłem, by wiele to mi dało. No i jeszcze warta... to są te aspekty podróży, za którymi bardzo się nie stęskniłem. 
- Przygotowałem ci kolację – usłyszałem, kiedy oporządzałem jednego z koni. Miki to jednak wspaniały jest i naprawdę na niego nie zasługiwałem. 
- Dziękuję. Zaraz przyjdę, tylko tutaj skończę pracę – odparłem, nie chcąc pozostawiać niedokończonej pracy, bo jak teraz od tego odejdę, to później będzie mi się wydawać, że to zrobiłem, no i konie pozostaną niezadbane... już się zabrałem, to dokończę, pięć minut mnie nie zbawi, a będę miał pewność, że wszystko jest zrobione. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz