środa, 28 października 2020

Od Soreya CD Mikleo

 Pomasowałem tył głowy z lekko skwaszoną miną, może to nie było mocne uderzenie, ale jednak odrobinę bolało? Czemu musiał mnie bić? Przecież nic złego nie zrobiłem, wyraziłem tylko swoje zdanie, które w sumie później okaże się prawdą. Może i teraz nie jest zmęczony, ale za parę godzin będzie uważał inaczej, ale wtedy będzie już za późno. Dodatkowo obiecał mi, że mnie obudzi, i jeszcze nie dopełnił obietnicy. Tak się nie robi, jak ja mu coś obiecam, to dotrzymuję słowa, albo przynajmniej się staram. A on zrobił to z premedytacją, i jeszcze uważa, że się nic nie stało. 
- Nie zachowuję się jak dziecko – bąknąłem pod nosem, nieświadomie lekko pusząc policzki. Co to w ogóle ma być? Najpierw mówi mi, że nie jestem już dzieckiem, a teraz twierdzi coś zupełnie odwrotnego. Wtedy nawet zrobiło mi się miło, w końcu zawsze nazywał mnie dzieciakiem, niezależnie, ile miałem lat, albo czego to nie zrobiłem. I właśnie teraz to wszystko się posypało. 
- Właśnie widzę – odparł, wyraźnie rozbawiony moim zachowaniem. Przepraszam bardzo, ale co go tak bawi? Przecież nie zrobiłem niczego zabawnego. Czasem naprawdę go nie rozumiałem. Znaczy, cieszy mnie niezmiernie to, że tak świetnie idzie mu nauka, zwłaszcza, że nauczyciel ze mnie żaden. Doceniam każdą, pojedynczą emocję, która pojawia się na jego twarzy, albo którą mogę wychwycić z tonu jego głosu. Miło by jednak było, gdybym również wiedział, co go tak bawi, może również bym się pośmiał. – Trochę tęsknię za takim tobą – dodał po chwili cicho, a ja zmarszczyłem brwi na jego słowa. Teraz też nie potrafiłem go zrozumieć. 
- Przecież jestem takim sobą cały czas – przyznałem szczerze, patrząc na niego z niezrozumieniem. To była prawda, jeżeli ktoś się zmienił, to on i Yuki, ale ja nadal jestem po prostu taki, jaki byłem zawsze. Czyli mało użyteczny. 
- Zmieniłeś się, Sorey. Zauważyłem, że jesteś mniej radosny, a więcej udajesz. Nie chcę, abyś zmuszał się do czegokolwiek – szepnął, delikatnie gładząc mój policzek.
 Zastanowiłem się chwilę nad jego słowami? Czyżby tak było? Może odrobinkę. Uśmiechałem się, by się mną nie przejmował oraz by mógł uczyć się emocji, a tego przecież tak bardzo pragnął. Po jego śmierci faktycznie nie potrafiłem czerpać radości z życia, ponieważ jak dla mnie zniknęła ona wraz z nim. Od całkowitego załamania się powstrzymywał mnie Yuki, ale przyznam, były takie dni, w które chciałem go zostawić pod opieką Zaveida i Edny. Według mnie oni zapewniliby mu lepsze wychowanie, są Serafinami, na wychowywaniu małych Serafinów znają się na bank lepiej ode mnie. Zresztą, nadal tak uważam, Yuki na pewno miałby lepiej z nimi niż ze mną. 
Ale przecież teraz już wszystko było dobrze. Mikleo wrócił, jest tutaj z Yukim i ze mną, a dodatkowo na ten moment jeszcze mnie nie nienawidzi, czy może być lepiej? Nie, i dlatego bardzo mnie to cieszy, i zawsze mi się wydawało, że to wyraźnie pokazuję. Może Mikleo nie potrafił określić , czy jestem radosny czy nie? Nie, problem nie tkwi w nim, a we mnie. Chyba będę musiał bardziej okazywać moją radość.
Przybliżyłem się do niego i nachyliłem się nad nim, delikatnie całując jego nos. 
- Niczego nie udaję, Owieczko. Bardzo, ale to bardzo cieszę się, że wróciłeś i jesteś tu z nami – powiedziałem lekko uszczypliwym tonem, uśmiechając się do niego zadziornie. Mimo, że a zewnątrz było jeszcze szaro, ponieważ słońce nie zdążyło wyłonić się zza horyzontu, zdołałem ujrzeć, jak lekko burzy się na moje słowa. Wiedziałem, że to magiczne słówko na niego zadziała. 
- Możesz przestać z tą owieczką? To kompletnie do mnie nie pasuje, nawet nie wiem, skąd ci się to wzięło – odparł, prychając cicho pod nosem. Nie wiedzieć czemu, ale bardzo nie lubił tego przezwiska, burzył się na nie gorzej niż wtedy, kiedy nazywam go słodkim czy uroczym. 
- Tyle razy ci to tłumaczyłem. Masz takie miękkie, białe włosy – powiedziawszy te słowa, zgarnąłem za ucho jeden z jego kosmyków. – I jesteś bardzo uroczy. I dodatkowo masz takie niewinne spojrzenie. 
- Niewinne spojrzenie? Czy ty siebie w ogóle słyszysz? – spytał, chyba bardziej rozbawiony niż zezłoszczony. To dobrze, o to mi chodziło. 
- Przecież anioły są symbolem czystości i niewinności, czyż nie? – wymruczałem i ucałowałem tym razem jego usta. – Skoro już wstałem, mogę was popilnować, póki Yuki się nie obudzi, a ty mógłbyś się przespać, póki masz taką możliwość – odparłem, odrywając się od niego i opierając głowę o chłodny kamień.
- Mówiłem ci już, że nie jestem śpiący, jak ktoś z nas dwóch ma spać, to ty. To ty jesteś człowiekiem, nie ja – odparł, a ja westchnąłem cicho. 
- Nie musisz mi przypominać, że jestem tym słabszym, zdaję sobie z tego sprawę – powiedziałem nieco żartobliwym tonem, by nie poczuł się źle. Sam nie odebrałem tego jako obelgę, po prostu stwierdzam prosty fakt. – Skoro ty nie korzystasz z możliwości snu, to ja się jeszcze chwilę prześpię. Tylko obudź mnie, jak Yuki wstanie, tylko żeby nie było tak, jak z moją wartą – powiedziałem ostrzegawczo, opierając głowę o jego ramię i przymykając oczy. W sumie, byłem jeszcze odrobinkę zmęczony, ale byłem w stanie poświęcić się, gdyby Mikleo był zmęczony. Skoro mam wybór, to z niego skorzystam. Nie ma sensu, abyśmy oboje stali na warcie, a może drzemiąc na ramieniu męża szybciej się wybudzę, kiedy będzie trzeba. W tej kwestii już mu troszkę nie ufałem, skoro raz mnie nie obudził, kiedy go o to poprosiłem, drugi raz również mógłby tego nie zrobić. 

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz