niedziela, 25 października 2020

Od Mikleo CD Soreya

Spojrzałem na twarz męża, nie bawiąc się już dłużej w obrażanie się na niego, to nie miało sensu i tak słabo mi to wychodziło, choć naprawdę bardzo się starałem, dużo jeszcze czasu będę potrzebował, aż nauczę się udawać tak dobrze, jak przed tym okropnym wydarzeniem, które zmieniło naprawdę wszystko. Bez słowa połączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku, popychając chłopaka na koc, kładąc swoje dłonie na jego policzkach.
- Mam lepszy pomysł - Przyznałem, podgryzając dolną wargę Soreya patrząc uważnie w jego oczy nie mogąc oderwać wzroku od jego oczu, kochałem te zielone tęczówki, kochałem każde spojrzenie, od tego radosnego zaczynając, kończąc na tym obrażonym. Kochałem go całego od góry do dołu, oczywistym faktem były jego wady, każdy je ma nawet ja nie ukrywam tego.
- Jaki? - Zadziorny uśmiech pojawił się na jego ustach, on doskonale wiedział, jaki miałem pomysł, czekał tylko aż sam powiem mu co siedzi mi w głowie, to zabawne, gdy w tak banalny sposób próbuje mnie podejść.
- Ty już dobrze wiesz jaki - Szepnąłem, wkładając mu dłoń pod koszulę, ponownie łącząc nasze usta w pocałunku, który potrafił wyrazić więcej niż tysiąc słów.
Sorey na początku nie opierał się, pozwalając mi trochę się pobawić, dziś ja, choć odrobinkę bardziej chciałem się odwdzięczyć za tę cudowną noc, którą razem przeżyliśmy, moje ciało znów było zrelaksowane, znów czułem się dobrze mimo zmęczenia, które troszeczkę mi przeszkadzało.
Nie długo jednak mój mąż pozwiolił mi na zabawę, przewracasjąc mnie na plecy swoim ciałem unieruchamiając mnie.
- Nie zasłużyłeś sobie dziś na więcej - Wyszeptał, gdy zobaczył moją niezadowoloną minę, jak to sobie nie zasłużyłem? Przecież jestem takim grzecznym stworzeniem, co zrobiłem nie tak? Czy to forma drażnienia się ze mną? Jeśli tak jest bardzo słaba i w ogóle mi się nie podoba.
- Jak to? - Niezadowolony pokręciłem nosem, w który mnie pocałował, schodząc ze mnie, dając mi tym samym swobodę ruchu.
- Jesteś zmęczony, musisz odpocząć, a później zobaczymy, na co sobie zasłużysz - Wyjaśnił, czym lekko mnie zdenerwował, to znaczy może nie od razu zdenerwował, na pewno przesadzam, mogę to raczej nazwać lekką irytacją, ja tu sam chętnie daje mu sygnał, że pragnę jego bliskości a tu coś takiego? Nie, żebym wcześniej nie zrobił tego samego mu. Chociaż nie, on chciał tylko atencji a ja, ja pragnę zbliżenia, dał mi palec, a ja chcę całą rękę i nawet nie staram się tego kryć. Nie mogę jednak do niczego go zmuszać, nie to nie jakoś to przeżyję.
Przewróciłem oczami, cicho wzdychając, nie chciało mi się spać, to znaczy może trochę a może bardziej niż trochę wolałbym jednak, abym sam mógł decydować, co chce a czego nie, ja naprawdę wiem, kiedy moje ciało naprawdę ma dość.
- Powiedział ten najbardziej wypoczęty - Mruknąłem, odwracając się do niego plecami, zamykając oczy, skoro i tak mogę sobie pomarzyć o czymś więcej, pójdę spać, może choć to zadowoli mój organizm.
Sorey mówił coś jeszcze, ja jednak już go nie słuchałem, nie miałem zamiaru się na niego gniewać, sam czasem nie miałem chęci na więcej, dlatego doskonale go rozumiem. Nie miałem jednak zamiaru już z nim rozmawiać, w końcu miałem spać a on trochę mi przeszkadzał, pytając o coś.
- Milcz jak do mnie mówisz - Odezwałem się, zakrywając kocem twarz. - A tak w ogóle idź spać nie musisz stać na warcie Codi czówa - Dodałem po chwili przypominając sobie jego słowa odnośnie do warty, wysuwając głowę z nat koca, otwierając tym samym oczy.
- Codi to tylko pies.. - Zaczął, coś tam mówiąc o tym, że on lepiej będzie planował nas od zwierzaka, bla, bla, bla. Chyba zapomniał, że ten tylko pies czuje to, czego on po zerwaniu paktu już nigdy nie poczuje.
- Jeśli tak uważasz - Odpuściłem, nie chcąc do niczego zmuszać mojego męża, jeśli tak bardzo chce czuwać całą noc, niech czuwa, tylko niech potem mi nie mówi, że to ja jestem zmęczony, kto jak kto, ale to on może umrzeć z przemęczenia, głodu, braku snu i wielu innych. A mogło być tak ciekawie, chyba muszę poczekać na inny moment.
Westchnąłem cicho, leżąc na boku, jakoś tak nie umiałem spać, niby byłem zmęczony, a jednak nie tak do końca, wsłuchiwałem się więc w ciche dźwięki natury, gapiąc się na drzewo, które było przede mną, licząc od jeden do stu, starając się zasnąć, jednocześnie czuwając, jakoś nie najlepiej szło mi spanie bez męża tym bardziej, gdy on stał na warcie, martwiło mnie to bo nie dostrzeże niebezpieczeństwa zbyt szybko, teraz gdy wróciłem, potwory czują moją aurę, nie jego będą chcieli skrzywdzić, nie powinien aż tak poświęcać się dla istot, które są w stanie obronić się same, mając do tego obowiązek chronić jego jako człowieka.
 
<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz