Zbliżało się późne popołudnie, a mój organizm powoli zaczął to odczuwać. Powieki same się zamykały, a umysł domagał odpoczynku. Niestety ostatnimi czasy musiałam zarywać nocki i nie wysypiałam się tak jak należy. W lecie zawsze jest najwięcej urazów. Być może przez żniwa oraz zapał do zabaw dzieci. Moja praca była nudna i żmudna, dopiero od niedawna zaczęłam odczuwać z niej brak satysfakcji. Mimo tego mogłam słuchać plotek i poznawać nowych ludzi.
Dzisiaj wykonywałam pracę w mieście, więc było jej nieco więcej niż zazwyczaj.
Kiedy skończyłam i posprzątałam, w końcu mogłam odetchnąć. Postanowiłam jednak
odwiedzić jeszcze karczmę i nieco pomyśleć, poobserwować.
Piękna pomarańcz wypłynęła na niebo, pokrywając nieboskłony tajemną atmosferą.
Wglądało to tajemniczo i nieziemsko, dawno nie widziałam tak pięknego zachodu.
W drodze do karczmy skręciłam w drogę boczną, schodząc po stromiźnie. Tu nie
docierały ostatnie promienie, więc ciemność ogarnęła wszystko dookoła. Kiedy
ponownie wróciłam na główną ulicę, ktoś we mnie wpadł. A raczej to ja weszłam w
stojącego mężczyznę. Był nieco wyższy
ode mnie, ale niebieskie oczy momentalnie mnie zmierzyły, wysyłając oschłe i
nieufne spojrzenie. Był ubrany bardzo elegancko, więc od razu oceniłam go jako
handlarza. Ewentualnie to jakiś koleś od zabójców.
- Wybacz, moja wina. Zagapiłem się. – powiedział spokojnie, a jego blond włosy
opadły na policzki.
Było w nim coś tajemniczego. Nie chcąc jednak niepotrzebnych konfliktów,
jedynie pokłoniłam się delikatnie i przeprosiłam. Kiedy odchodził obserwowałam
jego plecy i pewny chód. Wydawał mi się znajomy. Znikając mi całkowicie z
zasięgu wzroku, wróciłam na własną ścieżkę.
W karczmie było dość sporo osób. Zamówiłam alkohol i wygodnie się rozsiadłam,
spędziłam tam pół nocy, ale było warto. Odstresowałam się i miałam okazję
poznać pikantne ploteczki. Uwielbiałam też uczucie, kiedy w końcu mogłam
położyć się w łóżku i zasnąć.
Kolejny dzień zaczął się dość szybko, a niewyspanie dawało się dość mocno we
znaki. Praca jednak musiała zostać wykonana. Kiedy przybyłam do sklepu
zielarskiego, dość szybko wezwano mnie na oględziny zwłok. Podobno było to
dziwne zabójstwo i miał grasować w mieście wampir. Nie wątpiłam w to, wręcz
przeciwnie. Znam zbyt dużo wygnańców, żeby wątpić w to, że dość licznie
zamieszkują to miasto.
Docierając do miejsca zbrodni, woń rozkładającego się truchła mocno mnie
obrzydziła. Zabrałam swój koszyk z ziołami i rozpoczęłam balsamowanie. Kiedy
dotarłam do szyi pojawiły się dwie zastanawiające rany. Były tam dziurki, a
zwłoki nie posiadały niemal w ogóle krwi. Postanowiłam to jednak zignorować,
nie chcąc wzbudzać dodatkowej paniki.
Kiedy skończyłam, wychodząc z dobrze ukrytej bocznej drogi, ponownie wpadłam na
mężczyznę z wczorajszego wieczora.
- Co tam się stało? – zapytał mimochodem.
Nie dziwiły mnie takie pytanie, każdy uwielbiał cierpienie drugiego. Być może
tak zabijali nudę.
- Trup. – podsumowałam. - Nic ciekawego.
Posłałam lekki uśmiech, mierząc wzrokiem nieznajomego.
< Will? Początku trudno mi rozkręcić ;p >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz