Wiedziałem, że Sorey może mieć pretensje o niewybaczenie go na czas ze snu, pewnie myśli, że będę z tego powodu zmęczony, jak to była zazwyczaj tym razem będzie jednak inaczej, to jutro będę ledwo żywy, dziś natomiast mógłbym góry przenosić, czując się jak nowo narodzony.
- Dobrze, dobrze obudzę cię - Obiecałem, uśmiechając się do męża.
- A tylko spróbuj nie - Udał groźnego co wcale mu się nie udało, kiwnąłem jednak głową, rozumiejąc co do mnie powiedział, pozwalając mu tym samym spokojne wrócić do snu.
Oczywiście miałem zamiar obudzić męża, gdy tylko wstanie Yuki miałem jednak przeczucie, że to nie będzie potrzebne, dziecko samo głośno da znać o swoim istnieniu.
Głaszcząc przez chwilę włosy męża, wpatrywałem się w niebo, doskonale wiedząc, dlaczego nie chcę mi się spać, dzisiejszej nocy będzie pełnia, mój organizm doskonale to czuje. Brak zmęczenie, nadmierna chęć ruchy i to przyjemne mrowienie ciała. Tej nocy znów nie będę mógł spać może to i dobrze mój mąż skorzystał na tym, będzie mógł odpocząć i zebrać siły na dalszą podróż, gdy ja będę mógł, wszystkim się zajmę, przynajmniej dopóki hormony nie wezmą góry.
Grzecznie więc czuwałem, nie poruszając się nawet odrobinkę, aby nie obudzić śpiącego chłopaka, któremu zacząłem się przeglądać. Był naprawdę cudowny, może on tego nie dostrzega, ale ja tak, nie pokochałem przecież byle kogo. Sorey od zawsze był moją bratnią duszą irytującą mnie swoim dziecinnym zachowaniem, które z czasem naprawdę pokochałem, nie chciałbym nikogo innego, nigdy już nie pokocham nikogo innego. Anioły zakochują się na całe życie, wiernie trwają przy swoich połówkach, nawet gdyby Sorey bardzo tego chciał, nie opuściłbym go nie mogę, anioły nie potrafią zdradzić ani odejść. Wiernie trwają aż do końca przy tych, których kochają.
Zamyślony nie dostrzegłem, gdy Yuki wyszedł z jaskini, podchodząc do nas, ku mojemu zaskoczeniu był bardzo cicho, spokojne dziecko ta pełnia i na niego zaczyna działać, na co dzień żywy i radosny teraz cichy i spokojny pełnia ujawnia drugie oblicze każdego anioła, choć raz dziecko nie będzie sprawiało problemów.
Pogłaskałem chłopca po główce, budząc męża, który mógł być odrobinkę zaskoczony zachowaniem chłopca, który wręcz spał na stojąco.
- Co mu jest? - Wstał z ziemi, biorąc chłopca na ręce, może wcześniej, gdy taki był Sorey brał go za chorego a może to pierwsza pełnia, które i na niego oddziałuje.
- Nic, nie martw się pełnia nadchodzi jutro mu przejdzie - Mówiłem wszystko z ogromną radością zachowując się jak radosny chłopiec dziś nic nie może mnie zdenerwować.
Sorey na początku był nawet zaskoczony, szybko jednak przypominał sobie, jaki byłem podczas pełni. Moje ciało nie odczuwało zmęczenie, a mózg chciał zrobić tak wiele rzeczy, rany nie dam rady, dziś siedzieć w siodle muszę chodzić i chodzić, ruszać się, aby nie zwariować.
Nie czekając więc na zgodę ze strony męża, zrobiłem wszystko, spakowałem nas, przygotowałem śniadanie, ogarnąłem zwierzaki, szło mi to naprawdę szybko, Sorey nie zdążył zareagować, a ja byłem już ze wszystkim gotowy.
- Jak ty to robisz? - Na dźwięk jego słów zaśmiałem się cicho, wzruszając ramionami, dziś szaleje, nocą nie będę umiał miejsca sobie zanieść, a jutro będę umierał.
- Mówiłem pełnia, no już jedź i ruszamy - Ponagliłem go ogarniając zmęczonego chłopca, który nie miał sił dziś nawet się bawić, nie specjalnie mi to przeszkadzało będzie grzeczny i mało gadatliwy, a i to dobrze mu zrobi.
<Sorey? C:>
- Dobrze, dobrze obudzę cię - Obiecałem, uśmiechając się do męża.
- A tylko spróbuj nie - Udał groźnego co wcale mu się nie udało, kiwnąłem jednak głową, rozumiejąc co do mnie powiedział, pozwalając mu tym samym spokojne wrócić do snu.
Oczywiście miałem zamiar obudzić męża, gdy tylko wstanie Yuki miałem jednak przeczucie, że to nie będzie potrzebne, dziecko samo głośno da znać o swoim istnieniu.
Głaszcząc przez chwilę włosy męża, wpatrywałem się w niebo, doskonale wiedząc, dlaczego nie chcę mi się spać, dzisiejszej nocy będzie pełnia, mój organizm doskonale to czuje. Brak zmęczenie, nadmierna chęć ruchy i to przyjemne mrowienie ciała. Tej nocy znów nie będę mógł spać może to i dobrze mój mąż skorzystał na tym, będzie mógł odpocząć i zebrać siły na dalszą podróż, gdy ja będę mógł, wszystkim się zajmę, przynajmniej dopóki hormony nie wezmą góry.
Grzecznie więc czuwałem, nie poruszając się nawet odrobinkę, aby nie obudzić śpiącego chłopaka, któremu zacząłem się przeglądać. Był naprawdę cudowny, może on tego nie dostrzega, ale ja tak, nie pokochałem przecież byle kogo. Sorey od zawsze był moją bratnią duszą irytującą mnie swoim dziecinnym zachowaniem, które z czasem naprawdę pokochałem, nie chciałbym nikogo innego, nigdy już nie pokocham nikogo innego. Anioły zakochują się na całe życie, wiernie trwają przy swoich połówkach, nawet gdyby Sorey bardzo tego chciał, nie opuściłbym go nie mogę, anioły nie potrafią zdradzić ani odejść. Wiernie trwają aż do końca przy tych, których kochają.
Zamyślony nie dostrzegłem, gdy Yuki wyszedł z jaskini, podchodząc do nas, ku mojemu zaskoczeniu był bardzo cicho, spokojne dziecko ta pełnia i na niego zaczyna działać, na co dzień żywy i radosny teraz cichy i spokojny pełnia ujawnia drugie oblicze każdego anioła, choć raz dziecko nie będzie sprawiało problemów.
Pogłaskałem chłopca po główce, budząc męża, który mógł być odrobinkę zaskoczony zachowaniem chłopca, który wręcz spał na stojąco.
- Co mu jest? - Wstał z ziemi, biorąc chłopca na ręce, może wcześniej, gdy taki był Sorey brał go za chorego a może to pierwsza pełnia, które i na niego oddziałuje.
- Nic, nie martw się pełnia nadchodzi jutro mu przejdzie - Mówiłem wszystko z ogromną radością zachowując się jak radosny chłopiec dziś nic nie może mnie zdenerwować.
Sorey na początku był nawet zaskoczony, szybko jednak przypominał sobie, jaki byłem podczas pełni. Moje ciało nie odczuwało zmęczenie, a mózg chciał zrobić tak wiele rzeczy, rany nie dam rady, dziś siedzieć w siodle muszę chodzić i chodzić, ruszać się, aby nie zwariować.
Nie czekając więc na zgodę ze strony męża, zrobiłem wszystko, spakowałem nas, przygotowałem śniadanie, ogarnąłem zwierzaki, szło mi to naprawdę szybko, Sorey nie zdążył zareagować, a ja byłem już ze wszystkim gotowy.
- Jak ty to robisz? - Na dźwięk jego słów zaśmiałem się cicho, wzruszając ramionami, dziś szaleje, nocą nie będę umiał miejsca sobie zanieść, a jutro będę umierał.
- Mówiłem pełnia, no już jedź i ruszamy - Ponagliłem go ogarniając zmęczonego chłopca, który nie miał sił dziś nawet się bawić, nie specjalnie mi to przeszkadzało będzie grzeczny i mało gadatliwy, a i to dobrze mu zrobi.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz