Nim spostrzegłem proste oraz przyjemne sprawy zmieniły się w te mniej przyjemne i dotyczące głównie mnie i mojego życia. Co prawda cieszyłem się, kiedy ktoś wraca na mnie uwagę, której tak mało miałem, jednak w tym przypadku czułem się z tym dziwnie. Nie takiej atencji potrzebowałem, zresztą… Taiki chyba niepotrzebnie się mną przejmował, po prostu moje życie znacznie różni się od tego jego i tyle. Dla niego nie było to normalne, ponieważ był wychowywany w inny sposób. Chyba ja nieco przesadzam, pewnie jest wiele istot, zarówno kitsune jak i innych ras, które żyją w podobny sposób, co ja, albo i jeszcze gorszy. I wcale nie narzekają, w przeciwieństwie do mnie. Powinienem zacisnąć zęby i cieszyć się tym, co mam. Chyba mój tata miał rację, mówiąc, że jestem beznadziejny.
Na słowa chłopaka uśmiechnąłem się do niego ładnie, naprawdę za nie wdzięczny. Ciocia też okazywała mi wsparcie, ale to było coś zupełnie innego i jednocześnie tak miłego; uśmiech sam pojawiał się na ustach, a serce jakoś tak szybciej biło. „Wybaczyłem” mu nawet te poczochrane włosy, i tak wyglądałem, jak wyglądałem, lepiej już ze mną być nie może a jedynie gorzej.
Wiedziałem jednak, że nie będę mógł skorzystać z jego propozycji, a przynajmniej nie tak, jak on by tego chciał, z bardzo prostej przyczyny; nie chciałem aby Taiki wpakował się w kłopoty z mojej winy. Nie chciałem tego, już teraz bardzo mi pomagał, w końcu gdzie bym się podział? Pewnie zamarzłbym nad tym jeziorem wraz z Vivi. Taiki jest dla mnie taki dobry i miły, czasem miałem wrażenie, że wykorzystuję jego dobroć. Zwłaszcza, że jeszcze chyba nigdy mu się za nic nie odwdzięczyłem. Jeżeli ma mnie za przyjaciela, to jestem jednym z tych gorszych.
- Będę o tym pamiętał – zapewniłem go, mimowolnie poprawiając wolną dłonią rude kosmyki wpadające mi do oczu. A tak się działo z powodu jego ciągłego znęcania się nad moimi włosami, ponieważ wcześniej nie miałem tego problemu.
Odstawiłem na szafkę już pusty kubek, naprawdę wdzięczny za to, że mogłem napić się czegoś tak cudownie ciepłego. Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale w tej samej chwili zarejestrowałem lekkie i ledwo słyszalne kroki na korytarzu powoli się zbliżające do tego pokoju. Najpewniej należały one do jego cioci. Tylko dlaczego ona tu idzie, stało się coś? A może chce mnie stąd wygonić? Było już późno, a ona na pewno chce się położyć, nic dziwnego, że będzie kazała mi opuścić dom. Kiedy usłyszałem ciche pukanie do drzwi, skuliłem się lekko i położyłem po sobie uszy. Nie chciałem jeszcze wracać, ale jeżeli jego ciocia mnie o to poprosi, nie będę miał wyboru.
- Chłopcy, przyniosłam wam coś do jedzenia, byście głodni nie siedzieli – powiedziała łagodnie kobieta, wchodząc do pokoju i kładąc na stoliku talerz pełen kanapek. Zamrugałem zaskoczony na jej słowa, czyli… nie muszę stąd wychodzić? Nie po to tutaj przyszła? – Kochanie, twój lisek nie jest głodny? Mogłabym coś mu przygotować – kobieta zwróciła się do mnie, zabierając nasze już puste kubki.
- Chyba nie, jadła przed wyjściem – odparłem niepewnie, patrząc na leżącą przy moich zwiniętą rudą kulkę. – Vivi – na dźwięk swojego imienia podniosła łebek i lekko poruszyła ogonem na znak, że zrozumiała. – Jesteś głodna? – lisica pokręciła łebkiem i znowu się położyła, przymykając swoje ślepka. Z tego, co zauważyłem, i ona zaczęła czuć się tu swobodnie, nawet przestał jej za bardzo przeszkadzać Coda, a to już był wielki sukces. – Nie chce jeść, ale dziękuję w jej imieniu za propozycję – odparłem, uśmiechając się do niej ładnie.
- Dobrze zatem, już wam nie przeszkadzam, nie siedźcie do późna – odparła z nieschodzącym z jej twarzy uśmiechem i wyszła z pokoju, zostawiając nas samych.
Przez następną godzinę – a może dwie – Taiki próbował wcisnąć we mnie trochę więcej niż dwie kanapki, co niestety mu się udało. Zdecydowanie za dużo jem, kiedy jestem u nich, powinienem troszkę przystopować, by za bardzo się nie rozpuścić. W międzyczasie rozmawialiśmy o różnych rzeczach, ciesząc się własnym towarzystwem. Naprawdę bardzo mi brakowało chociażby takiej zwykłej rozmowy. W końcu jednak zauważyłem, jak chłopak dyskretnie ziewa i poczułem się nieco winny, chyba trochę za długo go przytrzymałem.
- Mogę… mogę zostać na noc? – spytałem nieśmiało, spuszczając wzrok i zaczynając bawić się własnymi palcami. – Obiecuję, że nie już nie wyjdę jedynie w twojej koszuli i nie będę cię sobą obrzydzał – z zażenowaniem przypomniałem sobie ostatnią sytuację, która zaistniała kiedy po raz pierwszy u niego nocowałem. Zresztą, nawet nie potrzebowałem łóżka i prowizorycznej piżamy, wystarczy mi suchy, ciepły kąt. Zmieniłbym się w lisa, zwinął się w kłębek i jakoś by to było.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz