poniedziałek, 12 października 2020

Od Mikleo CD Soreya

Otworzyłem oczy, odwracając głowę w stronę pojawiającej się znikąd ciemności, przez cały czas czuwałem, pozwalając odpocząć swoim oczom, które piekły od unoszącego się dymu lecącego prosto na moją twarz.
- Cicho, Codi spokój - Musiałem uspokoić psa, który głośno szczekał, ukazując swoje kły. Od razu wyczułem Helliona zbliżającego się w naszą stronę. Moje mięśnie natychmiast spięły się, a ja sam podniosłem się z ziemi przytłoczony ciężką aurą. Dopiero teraz poczułem, jak mięśnie bolą mnie od nadmiaru złej energii, a klatka piersiowa pali żywym ogniem, już dawno tego nie czułem Sorey naprawdę mnie odciążał, gdy nasz pakt był jeszcze ważny. Wciąż nie rozumiem, dlaczego go zerwał? Niby mówił o strychu i poświęceniu, o którym nie myślał, gdy podpisywał, że mną pakt, chciał mi pomóc a teraz? Teraz każe radzić sobie samemu, nieinteresujące się nawet tym jak strasznie cierpię z tego powodu.
- Mikleo co tam jest - Sorey podniósł się z ziemi, biorąc broń do ręki, co on chciał zrobić? Walczyć? Chyba oszalał teraz to już nie jego sprawa.
- Zostańcie tu - Mruknąłem, znikając w mroku, poszukując niebezpieczeństwa, do którego coraz bardziej się zbliżałem. Hellion był silny, czułem to, gdy stanąłem twarzą w twarz z niebezpieczeństwem zdecydowanie większym ode mnie.
Potwór odwrócił łeb w moją stronę, wysuwając pazury gotów do ataku, na który tylko czekałem, aby go odetchnąć.
- Mikleo - Sorey pojawił się obok mnie, trzymając mocno w dłoni broń gotów podjąć się walki z niebezpieczeństwem, nie mogłem mu na to pozwolić to nie jego sprawa już nie. Rezygnując z paktu, zrezygnował z pomagania mi, jak bardzo musi być nieobecny, jeśli tego nie pamięta.
Hellion wykorzystał chwilę, mojego rozpatrzenie atakując nas, musiałem więc ochronić chłopaka i samego siebie używając mocy, aby walczyć i jednocześnie chronić męża przed zagrożeniem.
W pewnym momencie coś jednak poszło nie tak, potwór uderzył mnie łapą, popychając wprost na drzewo.
Syknąłem cicho obolały, czując dodatkowy ból. Wtedy to właśnie potwór chwycił Soreya w swoje łapy, nie miałem wiele czasu, aby go ochronić, musiałem zrobić coś szybko, chroniąc to, co kocham. Wstałem z ziemi, czując narastający gniew, czułem jak gdyby całe dobro uciekło. Zacisnąłem dłonie w pięści, potrzebując tylko kilku chwil, aby odciąć łapę potwora, ratując męża, którego odepchnąłem do tyłu, gdy tylko wstał z ziemi kończąc wreszcie żywot Helliona.
- Miki - Słysząc głos męża, odwrociłem się w jego stronę, patrząc na niego pełnym zimna spojrzeniem.
- Odbiło ci? Co to miało być? - Mruknąłem, czując narastający gniew.
- Chciałem Ci pomóc - Wstając z ziemi spojrzał na mnie niepewnie.
- Pomóc? Chciałeś pomóc? Zrywasz pakt, a teraz chcesz pomóc? Trzeba było myśleć o tym, nim zerwałeś pakt, potrzebowałem cię, a ty co mi zrobiłeś?! - Już chciałem wylać kubeł zimnej wody na jego głowę w złości nie kontrolując się. Przed następną falą złości powstrzymał mnie Yuki, który stanął w obronie Soreya nie pozwalając mi krzyczeć na swojego tatę.
Dopiero, teraz gdy dziecko na mnie krzyczało, uświadomiłem sobie, co powiedziałem, cała złość zniknęła, a na jej miejscu pojawiło się poczucie winy, jak mogłem się tak zachować? Sorey chciał tylko pomóc rany, jaki żałosny jestem.
- Przepraszam - Musiałem go przeprosić Yuki miał rację, miałem wrócić, żeby im pomóc, a nie dodatkowo dołować. Jeśli wróciłem, aby ich skrzywdzić, to lepiej by było, gdybym w ogóle nie wrócił. Może faktycznie byłoby lepiej, gdybym nie wrócił. Sam nie wiem.
Nie mówiąc już nic więcej, zniknąłem im z pola widzenia, pojawiając się nad wodą, gdzie musiałem się wyciszyć i przemyśleć kilka spraw.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz