Zastanowiłem się chwilę, nad jego pytaniem analizując je przez chwilę, długą, długą chwilę.
- Gdybym wiedział, na pewno bym ci powiedział - Przyznałem, zgodnie z prawdą mogąc jedynie podejrzewać, jednak stu procent pewności to ja nie miałem.
- Jesteś pewien? Nic przede mną nie ukrywasz? - Dopytał, głaszcząc moją dłoń, starając się utrzymać jak najdłużej moją uwagę.
- Nie, nic nie ukrywam, mogę tylko podejrzewać, że to skutek uboczny rytuału - Przyznałem, mimo wszystko nie będąc tego w stu procentach pewien, w końcu tego nie wiedziałem, a i nie wiem, jak miałbym się dowiedzieć.
- Powinieneś porozmawiać o tym z Lailah, ona na pewno będzie w stanie nam jakoś pomóc - Sorey za bardzo się tym wszystkim przejmował, Lailah sama mówiła, że będę musiał ponosić konsekwencję tej decyzji, której się podjąłem. A ja mimo to nie zrezygnowałem, chcąc, aby mój mąż nie był tak bardzo przez mnie męczony, doskonale wiedząc, jak strasznie potrafiłem być dla niego męczący.
- Nie Sorey, pamiętasz, co mówiła Lailah? Poniosę konsekwencję tego rytuału, a więc nie mogę oczekiwać od niej pomocy, gdy sam zdecydowałem się, na takie konsekwencję swojego czynu - Wyznałem, nie przejmując się tym tak bardzo, jak przejmował się tym mój mąż, oboje wiedzieliśmy na co się pisze, z taką różnicą, że on tego nie chciał, a ja dla jego dobra po prostu musiałem to uczynić.
- Mówiłem, że ten rytuał nie przyniesie niczego dobrego, co ile Lailah kazała ci go powtarzać? - Zapytał, patrząc na mnie z uwagą.
- Co kilka miesięcy - Przyznałem, nie wiedząc tak dokładnie co ile, ale czy to ważne? Gdy przyjdzie czas, znów to powtórzę dla bezpieczeństwa męża, którego nieświadomie mogę wykończyć i dzieci, którym mogę zrobić krzywdę, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- W takim razie to był twój ostatni raz, kiedy to zrobiłeś, więcej nie pozwolę ci na podjęcie się tego rytuału, to może być niebezpieczne dla twojego ciała i umysłu - Odparł, stawiając sprawę jasno, nawet nie pytając mnie o zdanie, bo i po co w końcu jak on coś już powie, to tak ma być, a przynajmniej tak mu się wydaje.
A guzik prawda jego zdanie w tej sprawie nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia, podjąłem już decyzje i nie może jej zmienić.
- Sorey nie rozmawiajmy o tym teraz, proszę to nie ma sensu - Poprosiłem, nie chcąc się z nim kłócić, bo i po co by nam to było lepiej skupić się na odpoczynku czy innych ważniejszych rzeczach.
Mój mąż westchnął cicho, mimo wszystko mi odpuszczając przynajmniej na ten czas, temat zapewne i tak wcześniej czy później wróci do tego tematu.
- Chodź, połóż się - Poprosił, trzymając moją dłoń, za którą lekko mnie pociągnął, co zmotywowało mnie do wstania z krzesła i pójścia za moim mężem, robiąc to, o co mnie poprosił, kładąc się na łóżku, wpatrując się przez chwilę w męża, nim odpłynąłem do krainy Morfeusza.
Obudziłem się, godzinę później czując się znacznie lepiej, mój mąż zajął się w tym czasie naszymi dziećmi, a gdy tylko się zjawiłem dzieciaki, podbiegły do mnie chcąc, abym poświęcił im troszeczkę uwagi, co zrobiłem bez zastanowienia, poświęcając im czas, oddając je mężowi, gdy nadszedł czas na pójście przez nie spać.
- Wszystko w porządku? - Zapytał Sorey, podchodząc do mnie, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Tak, wszystko w porządku - Przyznałem, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Co ty na to, abyśmy zażyli ciepłej kąpieli? - Zaproponował, na co nie mogłem się nie zgodzić, odwracając w jego stronę, kładąc dłonie na jego ramionach.
- A może masz ochotę na coś jeszcze innego? - Wyszeptałem cicho, stając na palcach, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, wkładając dłonie pod jego koszulę. Czując, że to najlepszy na to moment.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz