Trzymając dłoń męża, spokojnie szedłem przy jego boku, ciesząc się z doznań jaków były mi teraz oferowane. Może i zwykły spacer, ale dla mnie znaczy, to więcej niż może się komuś wyobrazić.
Pełen radości, która była widoczna na mojej twarzy, rozglądałem się do koła, zwracając uwagę na najmniejszy ruch za krzakami nie po to, by zobaczyć coś niepokojącego, a raczej po to, aby zobaczyć ukryte w nich zwierzątka, która powoli wyłaniały się za krzaków lub schodzące ze znajdujących się tu drzew. Widok zapierający dech w piersi, niby nic, a jednak mi do szczęścia to zdecydowanie wystarczyło.
- Czemu się tak przyglądasz? - Zapytał mój mąż, wyciągając mnie z tej wewnętrznej euforia, w którą wpadłem, nie mogąc lub nie chcąc wyjść.
- Otoczeniu, wszystko mnie tu cieszy - Przyznałem zgodnie z prawdą, nie ukrywając euforii, która we mnie wstąpiła po takim zwyczajnym wyjściu z domu.
- Naprawdę? Przecież nie ma tu nic interesującego, zimny śnieg, obumarłe drzewa, brak roślin - Zauważył, nie dostrzegając tego, co dostrzegam ja, ciesząc się najmniejszym promykiem słońca lub biegnący przed nami zwierzakiem.
Natura to jednak piękna jest i nic ani nikt nie jest w stanie mojego zdanie zmienić.
- Nie obumarłe a śpiące, wszystko odpoczywać na powrót wiosny, która zmieni smutny świat w ten bardziej żywy i pełen radości ten, który dostrzegają ludzie, zapominając zupełnie o tym, jak ważną zima jest porą roku - Wyznałem, odwracając głowę w stronę męża, uśmiechając się do niego łagodnie.
Sorey na moje słowa nic już nie powiedział, pozwalając mi cieszyć się otoczeniem aż do samego przybycia do domu mojej mamy. Co ciekawe nie napotkaliśmy na drodze żadnego heliona, z powodu czego spacer był spokojniejszy i bezpieczniejszy.
- Witam was moje dzieci, co was do mnie sprowadza? - Moja mama przyjęła nas bardzo ciepło, proponując nam kawę lub herbatę dla rozgrzania się. Mój mąż naturalnie jak to on nie mógł się oprzeć kawie, gdy ja podziękowałem za ciepły napój, nie odczuwając potrzeby rozgrzania się, tym bardziej że było mi ciepło mimo spaceru po zimnym dworze.
- Mamo chcielibyśmy cię prosić, abyś zajęła się naszymi dziećmi. Dostaliśmy zaproszenie do udziału w balu witającym nowo narodzonego syna naszej przyjaciółki - Wyjaśniłem, jednocześnie prosząc o przysługę.
- Balu? To musi być bogata rodzina, organizując bal dla dziecka - Przyznała zdumiona, tym co przed chwilą jej powiedziałem.
- To królowa a Mikleo będzie ojcem chrzestnym ich synka - Tym razem odezwał się Sorey, ujawniając dokładnie, kim jest osobą, o której tak właściwie jest mowa.
- Królowa jest waszą przyjaciółką? - Zapytała zaskoczona, na co oboje kiwnęliśmy twierdząco głową. - To dopiero musicie mieć dobre życie - Dodała, wydając się na uszczęśliwioną tym faktem.
- Nie wykorzystujemy tego pani mamo - Wyjaśnił mój mąż, jak zawsze rozbrajając mnie tym swoim tekstem, pani mama co to ma w ogóle być?
- Sorey - Szturchnąłem go łokciem, czym go zaskoczyłem.
- No co? - Zapytał, nie rozumiejąc mojego zachowania.
- Nic się nie dzieje spokojnie, niech mówi, tak jak chce, ja się nie obrażam - Przyznała moja mama, uśmiechają się do nas ciepło. - Zostanę z dziećmi, zjawie się u was w piątek - Dodała, czym bardzo mnie, a nawet nas uszczęśliwiła.
Nim wyszliśmy od mojej mamy, troszeczkę jeszcze jej potowarzyszyliśmy, czy to jedząc obiad, czy to po prostu z nią rozmawiając. Niestety wszystko, co piękne kiedyś się kończy tak więc i dzisiejsze spotkanie dobiegło końca, dając nam możliwość powrotu do domu, z powodu czego byłem bardzo zadowolony, co jak co ale do dzieci zawsze chętnie wrócę.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz