Tak jak podejrzewałem na początku, od pani mamy Mikleo wyszliśmy, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, więc kiedy wrócimy, na pewno będzie już ciemno. Przy odrobinie szczęścia może nie spotkamy w drodze powrotnej żadnego heliona. Chociaż, znając to nasze szczęście najpewniej zaatakuje nas ten potężniejszy, który zaraża nieczystością innej byty... oby jednak nie, nie chciałbym, aby Cosmo coś się stało. W ostatnim czasie za dużo razy stawał przeciwko istotom, z którymi nigdy nie powinien mieć do czynienia. Jedyne, co powinien robić naszego domu przed złodziejami, wymagam od niego tylko tyle, a on mi i tak daje więcej, niesamowity pies.
- Następnym razem zwracaj się do niej normalnie – powiedział Mikleo, kiedy wyszliśmy z wioski.
- A to się teraz zwróciłem nienormalnie? – spytałem, nie rozumiejąc, skąd u niego to niezadowolenie.
Byłem dla jego mamy bardzo miły, odnosiłem się do niej z szacunkiem, pomogłem w sprzątaniu po obiedzie... podsumowując to wszystko, nie byłem takim złym zięciem. Bo byłem dla niej zięciem, prawda? Pewien tego nie byłem, nie za bardzo wiedziałem, jak się nazywały te wszystkie pokrewieństwa w rodzinie i kto kim dla kogo był. Oczywiście, nie licząc tych podstaw i oczywistych oczywistości, no ale to już byłbym skończonym kretynem, gdyby tak tego nie wiedziałem.
- Pani mama nie jest do końca normalnym zwrotem – odezwał się, a ja miałem dziwne wrażenie, że już kiedyś mieliśmy taką rozmowę. Tylko nie do końca pamiętałem, jak się zakończyła... ostatnimi czasy moja pamięć pozostawia naprawdę wiele do życzenia.
- No ale jest panią, i jest mamą, twoją mamą, znaczy tak nie do końca twoją, tylko twojego wcześniejszego wcielenia, ale to tak właściwie nie jest takie ważne, najważniejsze jest to, że jej to nie przeszkadza, tak? Sama to dzisiaj przyznała – wyjaśniłem mu, splatając nasze palce ze sobą. Rany, jakie jego dłonie były zimne, i że on nie chciał niczego ciepłego do picia. Nim wejdziemy do łóżka, koniecznie każę mu wziąć gorącą kąpiel, bo chociaż kocham go najbardziej na świecie i jestem w stanie zrobić dla niego wszystko i jeszcze więcej, to jednak nie przytulę się do jego lodowatego ciała w zimę. Mam swoje standardy.
- Chodzi mi o to, że nikt tak nie mówi i to nie jest poprawny zwrot – na jego słowa zmarszczyłem brwi, nadal nie potrafiąc go zrozumieć. Co ma do rzeczy mój zwrot i skąd on wie, że tak się nie mówi? Sądziłem, że to ja jestem ekspertem, jak chodzi o relacje międzyludzkie.
- Cóż, ja tak mówię. Daj spokój, nie robię przecież nic złego – odezwałem się, uśmiechając się do niego delikatnie.
- A nie możesz po prostu zwracać się do niej mamo? – dopytał, cicho wzdychając.
- Miałem taki zamiar, ale jakoś to dla mnie dziwnie brzmi. Tak trochę niegrzecznie. Nie wzdychaj tak, bo mam wrażenie, że źle robię – dodałem słysząc, jak to mój mąż wzdycha ciężko. Jak wiem, że głupi jestem, no ale wiedział to od zawsze, więc na jakiekolwiek reklamacje już za późno.
- No niech już ci... – przerwał nagle swoją wypowiedź, patrząc się z niepokojem przed siebie. Nie tylko on był zaniepokojony, Cosmo także stanął jak wryty, jeżąc sierść na karku. Znajdujemy się blisko miejsca, w którym ostatnio zostałem zaatakowany. Pora też by się zgadzała, bo było bliżej wieczora...
- Miki? – zapytałem cicho, chcąc wiedzieć, co się dzieje i czy moje przypuszczenia są słuszne.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz