Nie byłem z tego powodu zachwycony, Mikleo powinien wyjść z domu i rozkoszować się wodą. Normalnie nawet ten deszcz mu nie przeszkadzał, tylko tańczyłby w nim, kompletnie się niczym nie przejmując. Trochę tęskniłem za takim Mikim, beztroskim, głupiutkim, absolutnie się niczym nie przejmującym. Może gdyby Misaki tutaj była jakoś by go namówiła, by wyszli się pobawić w deszczu... w jakiejś najbliższej przyszłości muszę ją poprosić, by właśnie tak zrobiła, bo Miki zdecydowanie za mało czasu spędza ostatnio z wodą, i co najgorsze, on w ogóle się nie upominał. Teraz był taki trochę nijaki, z tendencja do bycia wrednym mimo, że nie miał ku temu powodów.
- A nie chcesz przypadkiem wyjść i trochę tak posiedzieć na deszczu? – zapytałem, naprawdę mając nadzieję, że się zgodzi.
- A po co miałbym to zrobić? Jest tam zimno, i mokro – bąknął, wzdrygając się na samo wspomnienie, jakby było to coś nieprzyjemnego. To mogło być coś nieprzyjemnego dla mnie, nie dla niego.
- Jesteś Serafinem wody. Lubisz, kiedy jest zimno i morko – zauważyłem, będąc coraz to bardziej zdezorientowany. Niby czasem ma przebłyski mojego starego Mikleo, ale to dzieje się zdecydowanie za rzadko.
- No tak, lubię. Ale dzisiaj jakoś tak nie mam ochoty. Nie lepiej, abyśmy tak cały czas siedzieli w ciepłym? Tak rozpalić w kominku, opatulić się kołdrą, poczytać coś fajnego i przez calutki dzień nic nie robić – wymruczał, opierając głowę o moje ramię i przytulając się do mojego ciała. Tak, to zdecydowanie nie brzmi jak coś, czego Miki pragnął. Ja owszem, ostatnio trochę zdziadziałem i nie odczuwałem takiej wielkiej potrzeby wychodzenia, ale nie on. Aż położyłem dłoń na jego czole, by się upewnić, czy nie ma żadnej gorączki, no ale nie, był chłodny tak samo bardzo, jak zawsze. – No co? – dodał, jakby nie za bardzo zrozumiał mój gest.
- Nic, martwię się o ciebie. Tak się przecież nie zachowujesz – przyznałem, przesuwając swoją dłoń na jego policzek i zaczynając go po nim gładzić. Jak ja uwielbiałem jego skórę, była tak miękka i gładka, że czasem bałem się, że przypadkiem ją podrażnię przez moje szorstkie i dosyć twarde dłonie. Albo przez mój zarost, który też najprzyjemniejszy w dotyku nie był.
- Uspokoiłem się. Taki był cel rytuału – wyjaśnił, kompletnie niezrażony moimi słowami.
- No tak, ale jakoś tak nie podoba mi się ta wersja ciebie. Wcześniej byłeś bardziej ekspresyjny, łatwiej było mi cię wyczuć, a teraz nie mam pojęcia, co siedzi ci w głowie – powiedziałem szczerze chcąc, by wiedział, jak ja się czuję. Być może to mu w czymś pomoże i zacznie więcej mi mówić, co tam siedzi w jego głowie, albo wręcz przeciwnie, moje słowa jeszcze go zranią. – No nic, idę pozmywać po naszym śniadaniu i przygotować nam coś gorącego do picia, a ty sobie odpoczywaj, zasługujesz na to – powiedziałem, po czym go pocałowałem go w czubek głowy i wstałem z łóżka, zabierając ze sobą tackę z pustymi naczyniami.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem, a wychodząc wpuściłem do pokoju Coco. Mamy jeszcze kilka dobrych godzin do czasu powrotu Misaki, chyba, że będzie padać cały dzień i zostanie u Nori’ego na jeszcze jedną noc, to wtedy faktycznie calutki dzień mielibyśmy dla ciebie. I cały dzień w łóżku... jeżeli tego właśnie pragnął mój mąż, mogę z nim siedzieć i czytać mu przez cały dzień. O cokolwiek mnie poprosi, to to uczynię, najważniejsze dla mnie w tym momencie było, by poczuł się lepiej i trochę się na mnie znowu otworzył.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz