środa, 8 lutego 2023

Od Mikleo CD Soreya

Czując niepokojącą obecność, zmarszczyłem brwi, przyglądając się otoczeniu, które odrobinę mnie niepokoiło, a może nie ono tylko to, co się w nim znajdowało.
- Coś tam jest - Przyznałem na tyle cicho, aby tylko mój mąż był w stanie mnie usłyszeć. Od razu gotowy do obrony w razie, gdyby naszła taka potrzeba.
Sorey zacisnął miecz na rękojeści, patrząc przed siebie wprost na heliona który wyłonił się za drzewa, ukazując swoje kły.
- Sorey - wypowiedziałem cicho jego imię.
- Tak wiem - I nim nawet zdążyłem pomyśleć, mój mąż wypowiedział moje imię, doprowadzając do naszej fuzji, dzięki której wspólnymi siłami byliśmy w stanie pokonać heliona, unikając ciosów wroga, mimo że ten był wyjątkowo silny troszeczkę i nas obijając.
-Wszystko w porządku? - Zapytałem, zmartwiony męża chcąc się upewnić czy aby przypadkiem nic mu nie jest.
- Tak, nic mi się nie stało dzięki tobie - Odpowiedział, uśmiechając się do mnie łagodnie.
- Dzięki Bogu - Odetchnąłem z ulgą, zerkając na naszego wiernego przyjaciela, przy którym kucnąłem, głaszcząc go po łebku. - Dobrze się spisałeś piesku - Nagrodziłem go głaskaniem po łebku i leczeniem jego drobnych ran, które zostały mu zadane z powodu obrony naszej dwójki.
- Dzięki tobie, a nie Bogu - Stwierdził, całując mnie w policzek, gdy tylko wstałem z kolan, zerkając na jego twarz.
Na jego odpowiedź kiwnąłem tylko lekko głową, zerkając na martwego potwora.
- Co jak co ale udało nam się wykonać cel, który mieliśmy w planach podczas ferii dzieci - Zauważyłem, przypominając sobie o tym, co było planowane dawno temu, gdy naszych dzieci nie było przy nas z powodu spędzania czasu z babcią.
- Jakkolwiek się to skończyło, masz racje, chcieliśmy to zrobić i zrobiliśmy, dzięki czemu droga do twojej mamy będzie bezpieczna nie tylko już dla nas, ale i chociażby dla twojej mamy - Zauważył, mając racje, co jak co ale moja mama nie byłaby w stanie uchronić się lub tym bardziej pokonać potężną istotę jak helion nie mówiąc już o innych jeszcze gorszych przeciwnikach, z którymi nawet ja mogę mieć problem.
Zadowolony kiwnąłem głową, chwytając dłoń mojego męża, mogąc wrócić bezpiecznie do domu. I szczerze powiem, brakowało mi takiej adrenaliny, siedzenie w domu odebrało mi wiele, jednocześnie dając mi jeszcze więcej. Mamy wspólne cudowne dzieci, które kocham i za które oddam życie, bez względu na to, jak bardzo bym z tego powodu cierpiał.
Powrót do domu nie zajął nam za wiele czasu, nie licząc sytuacji, która była związana z walką.
- Mama, tata - Zawołały nasze dzieci, widząc nas w progu drzwi, podbiegając do nas, mocno się przytulając.
- Dzień dobry maluchy - Przywitaliśmy się z dziećmi, przytulając je delikatnie do siebie.
Jak miło było wrócić do domu, gdzie czekały na nas dzieci, za którymi zdążyłem przynajmniej ja się stęsknić.
- W ten weekend babcia do nas zawita - Odezwałem się jako pierwszy, informując dzieci o zgodzie, którą wyraziła moja mama, chcąc bez przymusu zająć się swoimi wnukami.
Nasze skarby ucieszyły się, krzycząc głośno z widoczną radością, biegając po domu.
Rozbawiony pokręciłem głową, witając się z panią jeziora, wchodząc z nią do kuchni, aby jeszcze troszeczkę z nią porozmawiać i podziękować za opiekę nad naszymi szkrabami mając nadzieję, że dzieci za bardzo jej za skórę nie zaszły..

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz