Nie byłem za bardzo za zachwycony tym, że Miki będzie wstawał rano, kiedy tak naprawdę nie musi. Na pewno będzie wciskał mi śniadanie, których rano nie jem, oraz jakiś posiłek do pracy, którego też raczej brać nie chciałem, bo i po co, skoro będę wracał już po południu, akurat na obiad...? Ja wiem, że się o mnie martwi, ale zdecydowanie za bardzo przesadza. Powinien się skupić na sobie i dzieciach, a ja jakoś sobie radę dam, w końcu jego zdrowie i samopoczucie było ważniejsze od mojego.
– Mhm, ciebie u mego boku – poprosiłem, odrobinkę zmęczony kładąc się na łóżku, trochę niszcząc przy tym porządek w pościeli. Dlaczego Miki ją wygładzał, skoro wiedział, że zaraz się kładziemy, to nie mam pojęcia, ale niechaj mu już będzie. Nauczyłem się już trochę akceptować jego małe dziwactwa, chociaż tak nie do końca wszystkie.
– To jest oczywista oczywistość – stwierdził, także kładąc się obok mnie i zaraz z cichym westchnieniem przytulił się do moich pleców. – Jakbym nie wstał z łóżka jutro wraz z tobą, obudź mnie, dobrze? – poprosił, kiedy zgasiłem świeczkę palcami.
– Mhm – wymruczałem, tak nie do końca chcąc się zgodzić. Naprawdę nie ma powodu, by wstawał, więc i po co go budzić...?
– Mówię poważnie – dodał, jakby to miało zmienić mój tok myślenia.
– Ależ ja jestem bardzo poważny. I roztrzepany. I zapominalski. Może być tak, że przypomnę sobie o tej rozmowie, jak już będę musiał wychodzić, no ale wtedy już nie będzie sensu, by cię wybudzać ze snu – powiedziałem niewinnym tonem i nawet pomimo mroku wyczułem, jak morduje mnie wzrokiem, ewidentnie niezadowolony z moich słów. – Kocham cię, Owieczko. A teraz dobranoc, rano muszę wcześnie wstać – dodałem, całując go w czubek głowy.
– Musimy wcześnie wstać – poprawił mnie, jakby to miało coś zmienić.
– Czysto teoretycznie, ty nie musisz, tylko sobie ubzdurałeś, że musisz...
– Sorey – burknął, przerywając moja odpowiedź.
– Mhm, tak mi mama dała na imię. Ona to dopiero miała dziwny gust, co ono w ogóle znaczy?
– Jest ono oryginalne i specyficzne, tak jak ty – powiedział, na co zmarszczyłem brwi. Domyślam się, że to miało mnie pocieszyć, ale jakoś się nie pocieszyłem. Wiedziałem, że od reszty ludzi nieco odstaję głupotą, ale jak mi mąż to mówi, to chyba niezbyt dobrze o mnie świadczy. – Nie myśl za dużo, tylko idź spać, bo w pierwszy dzień w pracy trzeba się wykazać – dodał, porządniej nakrywając nas kołdrą.
Następnego dnia z przyzwyczajenia obudziłem się pierwszy od męża. Jako, że Mikleo tak słodziutko sobie spał, postanowiłem go nie wybudzać, tylko od razu wstałem obudzić Misaki. Następnie oczywiście się szybko ogarnąłem w łazience i zacząłem przygotowywać śniadanie dla mojej księżniczki i właśnie wtedy do kuchni wszedł Mikleo, chyba odrobinkę zły sądząc po jego minie i tonie głosu.
– Sorey – burknął, przecierając swoje oczy.
– Witaj, Owieczko. Czemu wstałeś tak wcześnie – powiedziałem niewinnym tonem, udając oczywiście, że zapomniałem o jego wczorajszej prośbie.
– Już nie udawaj. I odsuń się, zrobię Misaki i tobie coś do jedzenia, bo na samej kawie na pewno nie będziesz przez pół dnia funkcjonował – odparł, ewidentnie bardzo niezadowolony.
– Nie dasz się przekonać, że to niepotrzebne, co? – zapytałem naprawdę mając nadzieję, że odpuści i wróci do łóżka. Niepotrzebnie się męczy, wystarczy, że ja i Misaki musimy tak wcześnie wstawać, po co inni mają z tego powodu cierpieć...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz