Słysząc słowa męża, uśmiechnąłem się ciepło, dłonie kładąc na jego ramionach.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to w takim razie zapraszam cię do wspólnej kąpieli - Zapewniłem, chcąc spędzić z nim jeszcze troszeczkę czasu, nim znów zapadniemy w sen, a następny dzień przyniesie nam tak dobrze znaną monotonię.
- Nie odmówię w takim razie - Odwzajemniając mój uśmiech, chwycił dłoń, prowadząc w stronę łazienki, gdzie mieliśmy zażyć wspólną kąpiel. Naturalnie nie mogąc pominąć rytuału mojego męża, który musiał przyjrzeć się uważnie każdemu centymetrowi mojego ciała, a nawet je dotknąć nie mogąc się powstrzymać od takiej formy pieszczot, drażniąc moją skórę, która mimo rytuału i tak drżała pod wpływem jego dotyku, który zawsze był dla mnie bardzo przyjemny i, mimo że nie miałem ochoty na zbliżenie, moje ciało mówiło coś zupełnie innego.
Sorey widząc to, uśmiechnął się do mnie, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Kocham cię - Usłyszałem, nim pozbył się z mojego ciała wszystkich ubrań, zapraszając do bali, w którym woda była przyjemnie ciepła, grzejąc każdy centymetr mojego ciała.
- Wiesz, że i ja ciebie kocham? - Zapytałem, upewniając się, czy aby na pewno jest tego świadom, bo przecież jest prawda?
- Wiem owieczko, doskonale o tym wiem - Wyznał, całując mnie w tył głowy, przytulając się do mojego ciała, pozwalając mi tym samym oprzeć się o klatkę piersiową mojego męża.
I tak oto spędziliśmy przyjemnie czas w wodzie, przytuleni do siebie zapominając o całym świecie, mogąc cieszyć się swoim towarzystwem aż do chwili, gdy woda stała się zimna, a my nie mogąc dłużej w niej przebywać, wyszliśmy z balii, wycierając porządnie swoje ciała, zakładając ubrania, nim razem znaleźliśmy się w łóżku wtuleni w swoje ciała.
I taki dzień w zupełności mi odpowiadał, nic więc dodać nic też ująć.
Zadowolony obudziłem się wczesnego ranka, w zupełności wyspany, zdecydowanie wcześniej od mojego męża z powodu czego ja zająłem się obudzeniem, nakarmieniem i zaprowadzeniem naszej córki do szkoły.
Sorey w tym czasie porządnie się wyspał, wypił kawę, a mimo to patrzył na mnie tym swoim niezadowolony spojrzeniem.
- Coś nie tak? - Zapytałem, patrząc na twarz mojego męża, który w milczeniu patrzył na mnie, popijając swoją kawę.
- Miałeś mnie obudzić - Gdy usłyszałem jego słowa, uniosłem jedną brew ku górze.
- Miałem? Nie pamiętam, abyś mi coś o tym mówił - Przyznałem, nie ukrywając swojego zaskoczenia.
- Bo nie mówiłem - Przyznał, na co westchnąłem cicho, nic już nie rozumiejąc, skoro nie mówił, to czego oczekiwał ode mnie?
- Skoro więc nie mówiłeś to, dlaczego masz do mnie o to pretensje? - Dopytałem, unosząc jedną brew ku górze, próbując zrozumieć, co ma na myśli i o co się gniewa.
- Mam dlatego, że doskonale wiesz o tym, że to ja odprowadzam Misaki do szkoły - Wytłumaczył, na co westchnąłem cicho, zdejmując swoje buty i płaszcz, który założyłem dla świętego spokoju, tak naprawdę w ogóle go nie potrzebując.
- Widziałem wczoraj, że byłeś padnięty, dla tego pozwoliłem ci się wyspać, samemu zajmując się wszelakimi obowiązkami - Wyjaśniłem, odkładając ubrania na swoje miejsce, podchodząc do męża, którego ucałowałem delikatnie w usta, uśmiechając się ładnie, na tyle ładnie na ile tylko ładnie umiałem. - Czasem i ja mam ochotę na wyjście z domu i odprowadzenie naszego dziecka do szkoły - Dodałem, chcąc, aby był tego faktu świadomy, jednocześnie nie gniewając się na mnie bez większego powodu.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz