Spokojnie siedziałem sobie w domu, zapominając o bożym świecie, nie zwróciłem uwagi na męża który pojawił się znikąd, kładąc dłonie na moich biodrach, zwracając tym samym moją uwagę.
- Coś mówiłeś? - Zapytałem, przestając sprzątać, musząc na chwilę zaprzestać pracy która odcinała mnie od słuchania słów męża.
- Mówiłem, a tak konkretnie pytałem. Jak się czujesz i czy nie chcesz odpocząć - Powtórzył pytanie, jak zawsze zmartwiony moją osobą, a i po co? Przecież świetnie sobie radzę, niech on zajmie się sobą, a nie mną.
- Czyje się dobrze i nie trzeba się o mnie martwić, nic mi nie jest i nic mi nie będzie, nie musisz się o mnie martwić naprawdę - Starałem się go uspokoić, całując w policzek, uśmiechając się przy tym, do niego łagodnie. - Zajmij się sobą, napewno jesteś zmęczony - Dodałem, wracając do pracy, nie przejmując się jego niezadowoleniem. Niech sobie troszeczkę ponarzeka, jeśli potrzebuje, ja nie będę mu na drodze stać, może tego właśnie potrzebuje.
- Oczywiście, bo to mi medyk kazał odpoczywać - Mruknął niezadowolony, coś yam jeszcze mrucząc pod nosem, najwidoczniej myśląc, że się tym przejmę.
- A no właśnie kazał, z powodu twojego serca miałeś dużo odpoczywać, aby nie przeciążyć serca - Przypomniałem mu, na co mruknął pod nosem, kilka niewyraźnych słów wychodząc z kuchni, idąc do salonu, gdzie usiadł na kanapie, myśląc w sumie nie wiem nad czym, a może nie myślał, tylko sobie siedział? Zresztą czy to takie ważne? Niekoniecznie, póki siedzi na czterech literach i mi nie przeszkadza, niech robić co chce, byleby odpoczywał po dzisiejszej pracy w której prawie w ogóle nie byłem w stanie mu pomóc, teraz jednak wszystko się zmieniło, muszę się nim zająć i zrobić wszystko, aby teraz to on wypoczywał...
I tak właśnie dziś ja przejąłem stery, zajmując się domem, dając odpocząć mężowi który padł nawet szybciej ode mnie.
Dni miały nam bardzo spokojnie, mój mąż pilnował mnie, a ja pilnowałem go, aby żadne z nas za bardzo się nie przemęczał, medyk na moje szczęście uznał, że rana ładnie się zagoiła, a ja mogłem znów normalnie funkcjonować, nie musząc wysłuchiwać męża który ciągle chciał mnie pilnować. Teraz już nie musiał, na moje szczęście i jego spokojną głowę.
- Sorey, Alisha wysłała list - Odezwałem się do niego, gdy tylko wrócił do domu po odprowadzeniu córki do szkoły.
- Tak? Co jest w nim zawarte? - Zapytałem, wchodząc do kuchni z zaciekawieniem..
- Alisha zaprasza nas w ten weekend na bal powitalny małego księcia - Wyjaśniłem, podając mu zaproszenie, szczerze nie mogąc się doczekać spotkania z małym księciem.
- Naprawdę? To cudownie - Wyznał, również uśmiechając się do mnie, całując mnie w czoło przez kilka chwil, wpatrując się w moje oczy, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku który został przerwany przez naszego małego szkraba. - Jak zawsze idealne wyczucie czasu - Westchnął ciężko widocznie tym faktem niepocieszony.
- Ktoś tu chyba na coś liczy - Zaśmiałem się cicho, całując go w policzek.
- Ja? Na nic więcej niż tylko towarzystwo męża - Stwierdził, czym lekko mnie rozbawił.
- Oczywiście moja kaczuszko - Kiwnąłem głową, uśmiechając się do niego słodko, nim zniknąłem z kuchni, musząc iść po synka który wciąż głośno mnie nawoływał.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz