Zaspany spojrzałem na męża, przecierając dłonią zaspane oczy, rozciągając się leniwie w łóżku, uruchamiając swoje nozdrza do rozkoszowania się pysznym zapachem naleśników, a skoro pachniały pięknie, to równie pięknie muszą smakować.
- Czuje się, w sumie to czuję się dobrze - Przyznałem, podnosząc się do siadu, zerkając na pięknie wyglądające śniadanie i do tego jeszcze słodki napój, on jest naprawdę kochany, lepszego męża nie mógłbym mieć.
- Wspaniałe, może w takim razie pójdziemy dziś na spacer lub nad jezioro? - Dopytał, siadając obok mnie na łóżku, głaszcząc po policzku.
Na dwór? Zdecydowanie dla niego było chyba, a nawet nie chyba tylko na pewno za zimno a ja sam to nie chciałem wyjść, nie ma nic przyjemnego w wychodzeniu na dwór bez towarzystwa, a wszystko to z powodu tego przeklętego rytuału, gdyby nie on wciąż byłbym sobą z tą różnicą, że byłabym w stanie wykończyć męża, a na to pozwolić sobie nie mogłem.
- Na dwór? Razem? Tam jest za zimno - Mruknąłem, kręcąc przy tym z niezadowoleniem nosem.
- A powiesz mi proszę, od kiedy tobie przeszkadza zimno? - Zapytał, unosząc jedną brew ku górze. Gdy ja sam nie specjalnie się tym przejmując, zabrałem się za jedzenie pysznych naleśników.
- Mi nie ale tobie już tak - Przyuważyłem, przypominając mu ten jeden drobny fakt, który był chyba oczywisty, ale jak widać nie dla niej tylko dla mnie samego. Jak zwykle zresztą, to ja myślę o nim, a on jak zawsze zapomina o sobie...
- Czemu myślisz o mnie, gdy powinieneś myśleć o sobie? - Dopytał, tak jak by nie znał odpowiedzi na to pytanie, a przecież dobrze wie, że wciąż nie do końca wyzdrowiał, z powodu czego powinien unikać nadmiernego zimna, które będzie panowało na dworze.
- Ponieważ nie chce, abyś się przeziębił, na dworze ciepło nie jest, do tego wszystkiego w każdej chwili może zacząć padać deszcz - Zauważyłem, zerkając na krajobraz za oknem, już wiedząc, jak może skończyć się to nasze wyjście, a powtórki z rozrywki zdecydowanie nie chce.
- Nie martw się tak o mnie, zacznij martwić się o siebie - Odezwał się, sprzedając mi pstryczka w nos, tak całkiem bez ostrzeżenia czym przyznam, lekko mnie zaskoczył, że niby co to miało znaczyć? Nie jestem dzieckiem, aby sprzedawać mi pstryczka w nos.
- Nie odpuścisz co? - Zapytałem, unosząc jedną brew ku górze, doskonale znając mojego upartego męża, który nie odpuści, jeśli już coś sobie postanowi tak jak i ja, no i teraz kto jest bardziej uparty?
- Ani myślę - Te słowa zapewniły mnie w tym drobnym fakcie, który był bardzo oczywisty, ale zawsze mógł mnie zaskoczyć.
- Skoro tak uważasz, tylko żebyś mi później nie narzekał, że się znów przeziębiłeś - Ostrzegłem, zabierając się za jedzenie pysznego słodkiego śniadania.
- Nie martw się o mnie - Poprosił, całując wierzch mojej dłoni, a ja zrobiłem to, o co mnie prosił, skupiając się tylko i wyłącznie na pysznym jedzeniu, nie mogąc go nie pochwalić, co widać było, bardzo mu odpowiadało, co było celem moich słów.
- Zostaniemy chyba raczej w domu - Odezwałem się po zjedzonym wspólnie śniadaniu.
- Miki, bardzo proszę, nie wymiguj się - Poprosił, co wywołało u mnie ciężkie westchnięcie.
- Nie próbuję, spójrz za okno, zaczął padać deszcz - Zwróciłem jego uwagę, w duchu ciesząc się z tego faktu zdecydowanie wołać, siedzieć w domu. Nie dowierzam w to, że ja serafin wody to mówię, ale tak wolałbym przebywać w domu niż z niego wychodzić. Co ten rytuał ze mną zrobił?
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz