Po wysłuchaniu jego wypowiedzi, kiwnąłem łagodnie głową, uśmiechając się łagodnie do męża.
- Ja ciebie też kocham - Przyznałem zgodnie z prawdą, nie przestając się do niego łagodnie uśmiechać, nie chcąc odbierać mu tej przyjemności, skoro aż tak mu na tym zależy. Dla mnie i tak nie ma to jakiegoś większego znaczenia, jestem w stanie się „poświęcić” tak poświęcenie to bardzo dobre słowo. Mój mąż, gdy tylko mnie rozbiera, przygląda mi się uważnie, podziwiając mnie jak trofeum. Czasem zastanawiam się, co on takiego tam dostrzega, zna moje ciało na pamięć tak jak i ja znam jego a mi o to za każdym razem, gdy tylko mu pozwalam się jego zdaniem rozpieszczać, on przygląda mi się uważnie, rozbierając mnie powoli, bez najmniejszego pośpiechu napawają się tym, co widzi.
- Sorey, ja naprawdę nie mam nic przeciwko temu, abyś mi się przyglądał tylko, że woda na nas nie poczeka, a do zimnej wchodzić nie chcesz - Zauważyłem, przypominając mu o tym drobnym fakcie, mi zimna woda nie przeszkadza, ale jemu, jemu na pewno może to troszeczkę przeszkadzać o ile nie bardzo.
- Masz rację, musimy się pośpieszyć - Przyznał mi racje, szybciej zdejmując moje ubrania, wyganiając mnie do balii, samemu zdejmując swoje ubrania, wchodząc tuż za mną do balii, przytulając się do moich pleców, składając na mojej skroni delikatny pocałunek.
- Kocham cię - Powtórzył, tak jakbym tego kilka minut temu nie usłyszał, a przecież mówił mi to, a ja myślę, że jeszcze nie ogłuchłem, chociaż różnie bywa, gdy słyszysz to, co chcesz słyszeć, a nie to, co słyszeć powinienem.
- Wiem, nie musisz mi tego przypominać co kilka chwil - Odezwałem się, odwracając głowę w jego stronę, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Nie muszę to prawda, ale chce, chce, abyś to wiedział i nigdy w życiu o tym nie zapominał - Wyznał, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, co muszę przyznać, bardzo mi się podobało, czułości nigdy za wiele.
- Nigdy nie zapomnę - Przyznałem, patrząc na niego z miłością w swoich lawendowych oczach.
Sorey przytulił się do mnie i takim właśnie sposobem spędziliśmy przyjemnie czas, ciesząc się własnym towarzystwem.
To był naprawdę przyjemny wieczór, który nie mógł zakończyć się lepiej, to znaczy mógł, ale żadne z nas inaczej zakończyć dnia nie chciał..
Dnia następnego tak jak zakładaliśmy, Sorey odprowadził Misaki do szkoły, a Lailah w tym czasie zajrzała do nas, mając popilnować dzieci te kilka godzin, podczas gdy my będziemy w odwiedzinach u mojej mamy. Mając szczerą nadzieję, że się zgodzi na pozostanie z naszymi dziećmi, gdy my będziemy świętować narodziny nowego przyszłego władcy.
- Dzień dobry Lailah - Przywitałem się z kobietą, która właśnie przyszła do nas biorąc na ręce naszego szczęśliwego z przybycia cioci synka.
- Dzień dobry Mikleo, witaj Merlinku - Przywitała się z moim synkiem, który wręcz skakał z radości, widząc ciocie.
- Przygotowałem ci już wszystko, jedzenie dla Merlina i ubrania na przebranie, gdyby się wybrudził obiadem, również jest gotowy i schowany do lodówki, odgrzej proszę, gdy dzieci zgłodnieją - Poprosiłem, co wywołało łagodny uśmiech na twarzy kobiety.
- Spokojnie Mikleo poradzę sobie - W tym samym momencie, gdy tylko to powiedziała, do domu wrócił mój mąż, witając się z kobietą.
- Gotowy? - Tym razem zwrócił się do mnie, na co kiwnąłem głową, żegnając się jeszcze z synkiem.
- Chcesz zabrać przy okazji Cosmo? - Zapytałem, doskonale wiedząc, jak nasz pies lubi długie spacery, poza domem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz