Byłem niezadowolony ze słów mojego męża, czemu niby nie mógłbym mu pomagać? Co jak co, ale chyba w tym momencie byłem bardziej nadający się do życia i zajmowania się domem niż mój Miki. Jedyne, co świadczyło o tym, że byłem niedawno chory, to ból gardła i niemożność mówienia. Nie przeszkadzało mi to jednak w opiece nad dziećmi, zarówno Misaki, jak i Merlin ładnie się nie słuchali pomimo tego, że mówiłem do nich szeptem. Co prawda Merlinowi trzeba było powtarzać jedno zdanie kilka razy, ale to pewnie dlatego, że mnie nie słyszał... no ale też sobie potrafiłem z tym poradzić.
- Nie zostawiasz mnie samego ze wszystkimi obowiązkami, bo większość przecież już wykonałeś. Musisz jeszcze troszkę odpocząć, nadal wyglądasz okropnie – wyjaśniłem, przygotowując sobie do picia gorącą herbatę z miodem i cytryną, która chyba była moją piątą tego dnia. A kawy jeszcze żadnej nie wypiłem... jak już moje gardło się wygoi, będę musiał nadrobić te wszystkie dni, przez które to nie piłem tego przecudownego napoju bogów. I coś czułem, że jeszcze sobie troszkę poczekam, bo moje gardło za bardzo się goić nie chciało. Może to przez to, że jeszcze troszkę pokasłuję...?
- Że ja wyglądam okropnie? A ty siebie w lustrze widziałeś? – odpowiedział, unosząc jedną brew. To nie było do końca miłe, wczoraj też był taki dla mnie niezbyt miły, ale trochę sobie wtedy zasłużyłem, ale dzisiaj? Dzisiaj jedynie się o niego martwiłem, nie chciałem być niemiły.
- Nie muszę widzieć by wiedzieć, że źle wyglądam, bo tak mam od urodzenia – powiedziałem żartobliwie, nie chcąc za bardzo pokazywać, że te proste słowa mnie tak odrobinkę zabolały. Najwidoczniej i na to sobie zasłużyłem. – Prześpij się chociaż do południa, dopóki nie trzeba będzie odebrać Misaki ze szkoły.
- Ale nie mów mi, co mam robić. Nie pozwolę ci samemu zająć domem, kiedy ledwo mówisz. Zrobisz sobie herbatę i idziesz do łóżka – polecił mi, co już w ogóle mi się nie podobało.
- Aby sprzątać albo gotować nie muszę mówić – zauważyłem, chcąc mu tym samym łagodnie dać znać, że mogę mu pomóc. Po co ma się sam męczyć, kiedy ja jestem w stanie mu pomóc? Sam sobie pod górkę robi, a później chodzi taki zmęczony i podirytowany i wyżywa się na mnie.
- Ale jak nie będziesz mi pomagał, to szybciej wyzdrowiejesz, a na tym mi najbardziej zależy – a Miki oczywiście dalej przy swoim... to już było naprawdę męczące, i to nie tylko dla mnie, ale i dla niego, a przynajmniej takie miałem wrażenie.
- Potrzebujesz mojej pomocy, Miki. I nie ma w tym nic złego. Przez tydzień zajmowałeś się całym domem, więc pozwól sobie pomóc – powiedziałem cichutko, podchodząc do niego i kładąc dłonie na jego ramionach. – W końcu prawie już wyzdrowiałem. Wystarczy, że troszkę ci pomogę, a już od razu poczujesz się lepiej – powiedziałem, uśmiechając się delikatnie.
- Sorey, ja naprawdę nie mam siły...
- Tata – Merlin przerwał wypowiedź mojego męża, wyciągając ręce w moja stronę, najpewniej chcąc, bym wziął go na ręce. No i jak ja mam powiedzieć nie dziecku... no nie mogę, bo wtedy zacznie płakać. Albo ja zacznę, bo naprawdę mam serdecznie dość leżenia w łóżku.
- Widzisz, nawet nasz syn przyznaje mi rację – powiedziałem, oczywiście biorąc go na rączki.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz