Nie mogąc odmówić mojemu malutkiemu skarbeńkowi, zabrałem go do salonu, gdzie wspólnie bawiliśmy się jego zabawkami, co chwilę zmieniając zabawę, raz bawiąc się w zamek, innym razem bawiąc się w dom, a jeszcze innym bawiąc się w sklep. Mój synek naprawdę był pomysłowy i nie potrafił bawić się za długo w jedną zabawę tak jak kiedyś jego tatuś, który, tak jak on teraz, tak on kiedyś nie potrafił usiedzieć na miejscu, zajmując się jedną konkretną rzeczą. Syn naśladuje tatę, mimo że oni sami nie do końca potrafią się tolerować. A dlaczego? Do dziś nie wiem, dlaczego tak na siebie działają.
Zmęczony zabawą z synkiem wziąłem go na ręce, idąc z nim do pokoju, kładąc się wspólnie do łóżka, przytulając chłopca do piersi, dostrzegając zmęczenie na jego twarzy, mając cichą nadzieję, że chociaż na chwile zamknie oczy, a wtedy ja będę mógł, może zająć się czymś innym. Pomagając, chociażby mężowi w pracy.
- Mama poczytaj - Poprosił, podając mi książkę, która go zainteresowała.
- O psie który dał słowo? Skąd ty w ogóle masz taką książkę? - Zapytałem zaskoczony, mimowolnie otwierając pierwszą stronę książki gotowy do czytania.
- Ciocia mi dała - Odpowiedział, na co mimowolnie kiwnąłem głową, akurat w to mogąc uwierzyć, ciocie bardzo rozpieszczają nasze dzieci, a te później bardzo lubią spędzać z nimi czas nawet bardziej niż z nami samymi.
Tak więc zacząłem czytać książkę, opowiadającą o piesku jak sam tytuł opowiadał, o myśli, potrzebie i interpretacji psiego życia. Niby to nie książka o ruinach, a jednak bardzo mnie wciągnęła.
Głaszcząc więc jedną ręką głowę synka, czytałem aż do chwili, w której to synek zasnął, pozwalając mi uwolnić się z jego uścisku, odkładając książkę na bok, wychodząc cicho z pokoju, zerkając na zegarek.
- Idę po Misaki - Odezwałem się do męża mając cichą nadzieję, że nie słyszę słowa sprzeciwu, przecież dobrze wie, że potrzebuje spaceru, aby odetchnąć od ciągłego siedzenia w domu.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, ja zawsze odprowadzam i przyprowadzam Misaki do domu - Słysząc słowa męża, westchnąłem cicho, tego właśnie się obawiając. Sorey często zapomina o tym, że ja potrzebuj ruchu, aby czuć się dobrze psychicznie i fizycznie a takie siedzenie w łóżku mi tego nie ułatwia.
- No dobrze - Kiwnąłem głową, nie chcąc się z nim kłócić, skoro tak bardzo mu na tym zależy, już przeżyję to zamknięcie w czterech ścianach, byleby on był spokojny i szczęśliwy, ja sobie przecież i tak jakoś poradzę.
- Wszystko w porządku? - Zapytał, podchodząc do mnie, kładąc dłonie na moich pliczkach, unosząc moją głowę ku górze.
- Tak, oczywiście, że tak. Nie zapomnij tylko proszę, podejść do Lailah - Poprosiłem, uśmiechając się ciepło do męża.
- Nie zapomnę, nie martw się. Odbiorę Misaki, zajrzę do Lailah, a gdy tylko wrócę, zabiorę się za obiad - Stwierdził, zerkając na zegarek, uświadamiając sobie, która jest godzina. - Muszę już iść, odpocznij sobie owieczko, a wieczorem jak będziesz chciał, pójdziesz nad jezioro - Stwierdził, całując mnie w czoło, szybko ubierając buty, kurtkę, czapkę, szalik i rękawiczki wychodząc z domu, pozostawiając mnie samego sobie.
Niepocieszony z pozostania w domu postanowiłem, chociaż ugotować obiad, aby czymś się zająć. W planie więc miałem ugotować makaron z łososiem wędzonym i szpinakiem, przynajmniej to pozwoli mi czymś się zająć, aby nie oszaleć z powodu zamknięcia w czterech ścianach.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz