Cieszyłem się i to ucieszyłem naprawdę szczerze, gdy mój mąż wraz z dziećmi pojawili się w sypialni z jedzeniem, to fakt nie jadam ludzkiego posiłku, co nie oznacza, że nie mogę lub nie lubię, słodycze zawsze chętnie skonsumuje a naleśnik to jednak taki słodycz, który bardzo chętnie bym zjadł.
- Zjem, bardzo chętnie zjem - Wyznałem, bez zbędnego czekania zabierając się za jedzenie, które było naprawdę dobre. - Naprawdę dobre - Dodałem, zadowolony z posiłku przygotowanego dla mnie. Rzadko, kiedy to mój mąż robi dla mnie śniadania najczęściej ze względu na to, że nie jadam ich, a i za wcześnie dla niego wstanę. A gdyby tak ktoś przygotowywałby mi posiłki tak, jak ja przygotowuje im, też chętnie bym je zjadł, a tak nigdy nie mam na to ochoty, bo wiem, że jeść nie muszę.
- Cieszę się, że ci smakuje - Wyznał, uśmiechając się do mnie łagodnie.
Zadowolony zjadłem z rodziną wszystko, co znajdowało się na talerzu, ten dzień zaczyna się naprawdę przyjemnie, oby tylko nic go dziś nie popsuło..
I tak powoli płynął nam czas z dziećmi, dzień za dniem trochę tak czułem, że staliśmy się całkowicie rodzicami, przestając być partnerami, ciągle tylko dzieci, które pragnęły naszej uwagi a wieczorami, gdy kładliśmy się przy sobie, mój mąż nadal był lekko spięty, użyłem więc swoich mocy, aby mu pomóc, samemu wtulając się w jego ciało, by zasnąć.
Dzisiejszy dzień jednak miał wyglądać zupełnie inaczej, mama Emmy wraz z dziewczyną przyjdzie, zaopiekować się naszymi dziećmi nie za bardzo chcąc, aby szły z nami. Misaki jest za mała na taki hałasy i sytuację, jakie tam mogą się wydarzyć, a Yuki chciał zostać z Emmą, wiec sprawa sama się rozwiązała.
Od samego rana szykowaliśmy się do wyjścia, najpierw msza w katedrze gdzie młoda para przysięgnie przed sobą miłość aż do śmierci, w tym jednak wypadku nie sadze by było to szczere. Jeśli Alisha została zmuszona do ślubu, to nie tego chciał Bóg, pan dał ludziom wolność i umysł, nie powinno się zmuszać do małżeństwa, nie na tym to polega, nie tego chciał pan. Gdy o tym myślę, robi mi się przykro, ja sam w życiu nie chciałbym być z kimś, kogo nie kocham, czasem lepiej od siebie odejść niż męczyć się ze sobą.
- O czym tak myślisz? - Zapytał Sorey, wiążąc mi włosy, które jego zdaniem musiały prezentować się równie dobrze, jak strój noszony przeze mnie tak jakby ktoś miał mnie dostrzec, no dobrze Alisha, mój mąż inne serafiny i Arthur, który znów morze próbować mnie podrywać.
- Zastanawiam się nad sytuacją Alishy brać ślub, z której osobą się nie kocha, to musi być smutne, nie każdy byłby na to gotowy - Wyznałem, naprawdę współczując dziewczynie tego poświęcenia, na jej miejscu miałbym naprawdę spory problem, by to uczynić nawet dla dobra kraju.
- Alisha jest królową, a królowa musi myśleć o swoich poddanych - Wyjaśnił, kończąc układanie moich włosów. - Gotowe przejrzyj się w lustrze - Jak powiedział, tak też zrobiłem, naprawdę ciesząc się z efektu końcowego, wyglądałem jak książę, aż miło było tak na siebie spojrzeć.
- Wyglądam idealnie, prawie tak jakbym to ja brał ślub - Wyznałem zachwycony tym, co uczynił ze mnie mój mąż, który teraz powinien jeszcze skupić się na sobie, aby przed wyjściem wyglądał równie dobrze co ja.
- Nie mógłbym się nie zgodzić - Ucałował moją dłoń, następnie rozczesując swoje włosy, które jak zawsze układały się w każdą stronę, robiąc trochę na złość mojemu mężowi. To zabawne jak czasem włosy potrafią żyć własnym życiem.
Sorey w końcu uporał się w złosami gotowy do wyjścia, w takim razie pozostało pożegnać się z dziećmi i iść, na pewno nie będziemy tam za długo siedzieć, bądź co bądź nie możemy pozwolić, by mama Emmy za długo męczyła się z trójką dzieci i dwójką zwierzaków, nie każdy ma ochotę, pilnować takie duże nazwijmy to stadko.
- Idziemy? - Spytałem męża, gdy pożegnaliśmy się już z dziećmi gotowi w sumie do wyjścia.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz