piątek, 10 czerwca 2022

Od Mikleo CD Soreya

Słysząc ton jego głosu, zamilkłem. Rozumiejąc, że nie powinienem nic o tym mówić, by go nie denerwować jeszcze bardziej. Tylko jego oczy znów stają się czerwone, znów staje się tym złym, czyżby mój mąż przegrywał walkę z tym złym zalążkiem znajdującym się w nim? Nie to nie możliwe on jest silny, nie dałby się przecież pokonać, a jednak kolor oczu mówić mi więcej niż chciałbym wiedzieć. To straszne jeszcze trochę i go stracę i – co gorsza – nie wiem co zrobić, Sorey wracał do siebie, gdy mi działa się krzywda a tak właściwie, gdy prawie umierałem czy teraz też mam coś sobie zrobić by wrócił? Nie chce to nie po bożemu, jednak jeśli nie będę miał wyjścia, jestem w stanie się poświęcić, dla jego powrotu wszystko.
- Nie, o nic - Wyznałem, pomijając ten temat, jestem zmęczony i nie chce z nim walczyć, chce odpocząć i wszystko sobie przemyśleć.
- Bardzo dobrze - Wymruczał, nagle zaczął całować moją szyję, wślizgując dłoń pod moją bluzkę.
- Sorey nie chcę - Szepnąłem cicho, pierwszy raz od bardzo dawna nie mając ochoty na zbliżenie, chciałem odpocząć, dostając święty spokój.
- Zaraz zmienisz zdanie - Zapewnił, kładąc mnie na łóżku, do końca nie zmieniłem zdania, mimo wszystko oddając się mu, jak sobie tego życzył, pierwszy raz nie czerpiąc z tego żadnej satysfakcji, robiłem to, co chciał, doskonale udając, że jest mi dobrze, choć w rzeczywistości, nie było, nie oznacza to, że robił coś źle lub że mnie krzywdził, po prostu dziś nie specjalnie miałem na to wszystko ochotę, w duchu ciesząc się, gdy mój mąż zmęczony opadł na poduszkę, dając mi spokojnie zamknąć oczy, on był zadowolony i tylko to miało w tej chwili znaczenie. A ja, cóż źle mi nie było, mimo że nie bardzo miałem na to dziś ochotę. Najważniejsze, że mogę już zamknąć oczy i odpocząć przed jutrzejszym ciężkim dniem u boku niestabilnego psychicznie męża.

Oczy otworzyłem wczesnym rankiem, gdy słońce dopiero pojawiło się powoli na niebie, nie miałem siły do rozpoczęcia nowego dnia, nie chciałem go rozpoczynać, moje ciało krzyczało, cierpiąc z niezrozumiałego bólu, nad którym nie panowałem czyżby to przez źle oblicze Soreya? Możliwe jego aura zła jest przytłaczająca, nie mam siły na życie, gdy jest obok mnie.
Z trudem jakbym był niedołężny, wstałem z łóżka, rozpoczynając nowy dzień, milczący i wciąż nieobecny robiłem wszystko odruchowo, nakarmić dziecko, które dziś miało ochotę na zabawę, przygotować posiłek dla męża, który pojawił się w kuchni, szybciej niż podejrzewałem, najwidoczniej chcąc mieć mnie na oko czy aby na pewno mu nie ucieknę.
- Zostaw - Poprosiłem, gdy przytulił się do mnie, nie mając ochoty na bliskość, którą osłabiała jeszcze bardziej już i tak mój biedny organizm.
- Co cię ugryzło? - Spytał, mimo wszystko odsuwając się ode mnie.
- Jestem zmęczony, źle się czuję - Gdy to powiedziałem, Sorey odsunął się ode mnie, dając mi wolną przestrzeń, które teraz to potrzebowałem. Odetchnąłem z ulgą, odwracając się w jego stronę, by wręczyć mu, jedzenie tracąc kontrolę nad dłońmi, które puściły jeszcze nieupadające na ziemię, nogi ugięły się pode mną i pewnie, gdyby nie mój mąż już leżałbym na ziemi.
- Co się dzieje? - Zmartwiony trzymał mnie w ramionach, nim nogi nie powróciły do sprawności.
- Nie, już mi lepiej, przepraszam, zaraz to posprzątam - Starając się zapanować nad swoim ciałem, bardzo chciałem posprzątać, po tym, co zrobiłem. Mój mąż mimo tego nie chciał mi na to pozwolić, biorąc mnie na ręce, kładąc na kanapę w salonie.
- Masz to ty się teraz położyć i nie ruszać się aż nie poczujesz się lepiej - Rozkazał, a w jego głosie dało się usłyszeć zmartwienie.
Nie dyskutując z nim, kiwnąłem głową, kładąc posłusznie ciało na kanapie, leżąc tak bez ruchu. Misaki przyszła do mnie po chwili chcąc poleżeć ze mną, nie mogąc odmówić dziecku, przytuliłem małą do siebie, zamykając na chwilę oczy, odpływając szybciej, niż mógłbym przypuszczać zmęczony dopiero co rozpoczynającym się dniem. Obym po przebudzeniu poczuł się lepiej, bo inaczej nici z dzisiejszego dnia, a nie mogę w końcu zostawić wszystkiego na głowie męża, nie na to w końcu się umawialiśmy.

<Pasterzyku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz