Słysząc słowa męża, westchnąłem cicho, nie reagując jakoś zbytnio na jego pytanie, czy zmusił mnie do stosunku? Sam nie wiem, nie chciałam to fakt, jednakże nie zrobił mi podczas niego żadnej krzywdy, co wyklucza jakąkolwiek traumę, a puki jej nie mam nic, czuję się skrzywdzony.
- Nie mówiłem ci o tym, bo nie czułem takiej potrzeby, nie poczułem się skrzywdzony w tej sytuacji - Wyznałem, co całkowicie zdumiało mojego męża, który podszedł do mnie, kładąc dłoń na czole..
- Na pewno wszystko z tobą w porządku? - Gdy o to pytał, zmarszczyłem brwi, niczego nie rozumiejąc.
- Oczywiście, że tak, dlaczego miałoby być inaczej? - Spytałem, zdejmując dłoń z mojego czoła, odruchowo przykładając swoją do jego policzkach, by uleczyć ślad po rozcięciu.
- Nikt o zdrowych zmysłach nie powiedziałby mi, że po zmuszeniu kogoś do zbliżenia nie poczuł się skrzywdzony - Wyznał, siadając obok mnie na łóżku, spuszczając głowę, najwidoczniej odczuwając potężne poczucie winy i to niepotrzebnie. Nic mi nie było, a on nie musiał aż tak się tym wszystkim przejmować.
- W takim razie nie jestem o zdrowych zmysłach, bo nie czułem się skrzywdzony. Fakt nie miałem na to ochoty, ale to nic koniec, końców i tak ci się oddałem - Odparłem, nie widząc tego tak jak on, dla mnie to zwykły stosunek może przez mnie trochę nie chciany, ale i to już dawno przełknąłem, nie pierwszy raz, gdy był zły, zmuszam się do stosunku z nim, by załagodzić sytuację, może właśnie dla tego nie widzę w tym niczego złego.
- Oddałeś się, bo cię do tego zmusiłem - Stwierdził, przerażony tym, co uczynił, czy on zalicza nas stosunek do gwałtu? Trochę tak się zachowuje, a przecież nie miał on miejsca. To, że nie miałem ochoty, nie oznacza, że czułem się skrzywdzony, trochę przesadza i sam siebie niepotrzebnie nakręca, gdy tak naprawdę nie jest to nikomu potrzebne.
- Sorey kochanie proszę cię, nie rozmawiajmy już o tym, nie traktuj tego jak czegoś złego, do niczego mnie nie zmuszałeś, to znaczy na początku faktycznie nie chciałem, ale skoro już ci się oddałem, musisz zrozumieć, że nie odebrałem to jako coś złego, było minęło, złego ciebie już nie ma, a dla mnie tylko to ma znaczenie - Wyjaśniłem, bardzo chcąc podnieść go na duchu, bardzo chcąc, aby przestał przejmować się tym, co się stało, bo nie musi, ja nie mam do niego żalu, a i on nie powinien go do siebie mieć, bo i po co.
Sorey nie odezwał się już ani słowem wpatrując się we mnie jak w obrazek ze smutkiem na twarzy, co mam teraz zrobić by się uśmiechnął? Co mam powiedzieć? Naprawdę chce mu pomów. Chce, by zrozumiał, że nie mam do niego o nic żalu więc dlaczego on sam ma do siebie żal? Nie rozumiem, chociaż bardzo zrozumieć bym chciał.
- Co mam zrobić byś przestał się przejmować i uśmiechnął do mnie? - Spytałem, zmartwiony jego stanem psychicznym, nie chce, by się załamywał, naprawdę nie ma po co, wszystko jest dobrze.
- Co ty? To ja powinienem cię o to zapytać, błagając o przebaczenie - Wyznał, a w jego oczach dostrzegłem zbierające się łzy.
- Nie płacz, wszystko jest dobrze, nie jestem o to zły dobrze? Nie mam o nic do ciebie żalu. Chce, tylko by znów było jak dawniej, bo tego potrzebujemy oboje - Wyszeptałem, zbliżając się do jego ust, które delikatnie pocałowałem, następnie przytulając się do niego. - Kocham cię nad życie i nigdy nieprzestane rozumiesz? Kocham cię, potrzebuje cię i nie chce, abyś się smucił lub obwiniał, za coś, co mnie w żadnym wypadku nie skrzywdziło - Dodałem, nie przestając się do niego przytulać, potrzebując go bardziej, niż mógłby sobie wyobrazić, kochając go miłością, której nie poznał nigdy żaden człowiek, bo miłość anioła jest wieczna...
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz