Nie byłem przekonany, czy powinienem położyć się spać, a może dokładniej, że nie powinienem położyć się z nim. Nie zasługuję, abym leżał obok Mikleo, podobnie jak nie zasługuję na jego miłość. Po tym wszystkim, co mu zrobiłem do tej pory, powinienem mnie przecież nienawidzić. Dziadek miał trochę racji, chcąc nas rozdzielić. Troszkę szkoda, że zareagował tak późno, kiedy rozłąka zaczęła sprawiać nam ból. Może gdyby odseparował nas odpowiednio wcześnie, to teraz nic z tego by się nie wydarzyło... naprawdę musiało mi siąść na mózg, skoro uważam, że dziadek ma rację. Chyba faktycznie muszę się na chwilę położyć. Nie wiem jeszcze, czy w ogóle uda mi się odpocząć, bo nadal czułem się okropnie winny, ale spróbować nie zaszkodzi.
- Nie wiem, czy zasługuję, aby położyć się z tobą spać – odpowiedziałem, odwracając wzrok. Jak wiele brakowało, abym stracił męża, a dzieci matkę? Założę się, że niewiele. Do tej pory nigdy nie krwawił... nie jestem pewien, czy to przez aurę, którą tworzył ten drugi ja, czy przez to, że go uderzyłem... obie te myśli nie są dobre. Co jeszcze mu zrobiłem?
- Teraz to już stanowczo przesadzasz. Chodź, prześpisz się trochę i zaczniesz inaczej myśleć – odparł, schodząc z moich kolan i chwytając za nadgarstek i ciągnąc na górę.
- Mówię serio, po tym co ci zrobiłem, nie powinienem leżeć obok ciebie – naprostowałem wiedząc, że nawet wypoczęty będę się czuć podobnie.
- A jeżeli powiem ci, że ja tak nie uważam i potrzebuję cię obok, by się lepiej poczuć, to wtedy położysz się ze mną?
- Uważam, że nie jestem ci do niczego potrzebny, ale chyba nie mam większego wyboru, co? – westchnąłem cicho już wiedząc, że nie mam wyjścia. Naprawdę byłem pewien, że tylko gdyby Miki zechciałby być niezależny i troszkę się postarał, ja byłbym tylko zbędnym dodatkiem. Nawet teraz momentami miałem wrażenie, że właśnie tak było.
- Nie kiedy jesteś w takim stanie – wyjaśnił, popychając mnie na łóżko. Nie miałem nawet za bardzo siły, aby w jakikolwiek sposób się mu przeciwstawić. Kiedy tak opadłem na wygodny materac i mięciutkie poduszki zdałem sobie sprawę, jak bardzo byłem zmęczony. Ale zanim zasnę powinienem dowiedzieć się jednej rzeczy, która bardzo mnie nurtuje.
- Co ci zrobiłem? No wiesz, kiedy ten drugi miał kontrolę? – spytałem cicho, patrząc na jego twarz w poszukiwaniu oznak kłamstwa. Musiałem wiedzieć, co jakie dokładnie grzechy znajdowały się na moim sumieniu. Nie sprawi to, że będę lepiej spał, ale po prostu muszę wiedzieć. Nie chcę znowu jakiejś przykrej niespodzianki jak wtedy, kiedy go zdradziłem, a nawet o tym nie pamiętałem.
- To nie jest odpowiednia pora na takie rozmowy. Jedyne, co powinieneś wiedzieć to to, że nie gniewam się na ciebie – odpowiedział, bez wahania wtulając się w moje ciało zupełnie tak, jakbym nigdy go nie skrzywdził.
- Ale ja muszę wie... – zacząłem, ale dłoń mojego męża na moich ustach nie pozwoliła mi na dokończenie zdania.
- Musisz odpocząć. Jeżeli będziesz chciał, jutro o tym porozmawiamy. Teraz nam obu przyda się trochę snu – powiedział, gładząc mój policzek. – Dobranoc – dodał, kładąc głowę na mojej klatce piersiowej.
Jeszcze przez kilka minut wpatrywałem się w sufit, trochę walcząc ze swoim zmęczeniem. Zastanawiałem się jeszcze nad poprzednimi słowami Mikleo, odnośnie mojego odejścia. O uważał, że nigdy bym nie skrzywdził dzieci, ale nie byłem tak do końca przekonany. Krzywdziłem je, krzywdząc ich mamę. Uważał, że mnie potrzebuje, ale byłem przekonany, że wcale tak nie było. Mikleo by sobie świetnie beze mnie poradził. Nawet jeszcze wyszłoby mu to na zdrowie. Westchnąłem cicho i wtuliłem nos we włosy Mikleo, tak cudownie pachnące i mięciutkie. Miki jest dla mnie za dobry. Po tym wszystkim Miki powinien na mnie nakrzyczeć i wyrzucić z domu, a nie pocieszać mówiąc, że nic się nie stało i nie ma czego roztrząsać. Omal nie stracił życia i uważa, że nic się nie stało...? Czasem zastanawiam się, czy on na pewno ma wszystko w głowie poukładane. Nikt normalnie się tak nie zachowuje.
Oczy otworzyłem dopiero późnym popołudniem, i to nie z własnej woli. Przyszła do mnie Misaki zaczęła skakać po łóżku, nawołując mnie. Co ona tutaj robi...? Mikleo musiał ją zabrać z łóżeczka, ale jak znalazła się tutaj, skoro mojego męża nigdzie nie było go widać...? Musiała sama wejść po schodach, kiedy ten na chwilę spuścił z niej wzrok, innego wyjaśnienia nie widzę.
- Co się stało, księżniczko? – wymamrotałem, wyciągając ręce w jej stronę.
- Czas jeść! – powiedziała, przytulając się do mnie.
- Jesteś głodna? – spytałem, marszcząc brwi. Mikleo na pewno nie pozwoliłby na to, by nasza córeczka chodziła głodna.
- Nie ja. Ty – wyjaśniła, szczerząc się do mnie. – Chodź – dodała, chwytając mój palec i ciągnąc w stronę wyjścia. Nie miałem ochoty wstawać z łóżka, trochę bolała mnie głowa, no ale dziecku przecież odmówić nie mogę. Poza tym, Mikleo pewnie był na nogach od rana, więc od rana wszystko było na jego głowie, a w takim stanie powinien jeszcze odpoczywać, a nie pracować.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz