Zmartwiony spojrzałem na męża, gdy ten odwrócił ode mnie wzrok. Coś zrobiłem nie tak? Gniewa się za to, że go nie posłuchałem? Czyżby demon aż tak na niego zadziałał? Mam zacząć się martwić lub co gorsza bać?
Bez słowa poszedłem do kuchni, zajmując się sobą, schodząc z oczu mężowi. Czując, że tak właśnie powinienem postąpić, zejść mu z oczu dając spokój, którego chyba właśnie potrzebował.
Zajmowałem się sobą dość długi czas, szukając jedzenie dla męża i dzieci samemu nie bardzo chcąc jeść, nie było mi to do szczęścia potrzebne, a więc, po co się zmuszać.
- Obudziłaś się wreszcie - Słysząc, pełen irytacji głos męża wyszedłem z kuchni, by spojrzeć na niego i Junko chcąc zrozumieć skąd w nim tyle złości.
- Znów mnie uratowałeś, dziękuję - Junko starała się być miła i wdzięczna za pomoc, gdy mój mąż nie wydawała się zbyt bardzo miły ani chętny do rozmowy z dziewczyną.
- Mam nie powiem, gdzie twoje przepraszam, gdybyś nie była taka głupia, nikt nie musiałby cię ratować. Wyjdzie z naszego domu i więcej tu nie wracaj - Warknął na nią zły czym i mnie zaskoczył, jednocześnie trochę przerażając.
- Sorey uspokój się co się z tobą dzieje? - Chwytając go za ramię, co nie skończyło się dla mnie najlepiej. Sorey odtrącił mnie, popychając na ścianę.
- Nie broń jej, jesteś tak samo głupi, jak ona, mówiłem ci, że pakt z demonem źle się skończy.. - Mój mąż wyrzucił z siebie wszystko, co leżało mu na sercu, obwiniając za wszystko mnie, uspokajając się po wszystkim, patrząc na mnie gniewnym wzrokiem, gdy ja sam czułem, się okropnie chciałem dobrze, a on zrównał mnie z ziemią, dając mi jasno do zrozumienia, że ma mnie za głupiego nic nieznaczącego gówniarzem, przez którego zawsze wszystko się psuje.
Milcząc, spuściłem wzrok, zaczynając wszystko rozumiem, demon wybudził jego źle wcielenie, które zawsze miało mnie za własną zabawkę, bez której nie mógł żyć.
Sorey nagle wyszedł z domu, nic już nie mówiąc, ja sam też nie chciałem za nim iść nie teraz, nie po tym, co mi powiedział.
- Lepiej już idź - Odezwałem się do Junko, która w milczeniu ukłoniła się, wychodząc z mojego domu, pozostawiając mnie samego z moim ogumieniem.
Miał racje, to był głupi pomysł i tak miał racje, jestem głupim aniołem, który zawsze chce postawić na swoim, nie biorąc pod uwagę jego zdania.
Sorey długo nie wracał, a ja nie szukałem go, dając mu czas na przemyślenie całej tej sytuacji, w międzyczasie nakarmiłem dzieci, położyłem je spać, samemu siedząc na kanapie, czekając na powrót męża, który nie wracał aż do późnego wieczora, gdy jednak już wrócił, nie odezwał się do mnie ani słowem rzucając mi szybkie spojrzenie, nim zniknął na schodach, już po chwili dało się usłyszeć dźwięk zamykanych drzwi z łazienki, poszedł się myć. Przez cały ten czas siedziałem bezruchu na kanapie, wsłuchując się w to, co robi. Sorey nie siedząc za długo w łazience, zamknął się w naszej sypialni, chyba idąc spać. Pierwszy raz poczułem, że nie chce, abym tam do niego przychodził, że złość, którą odczuwa, wciąż w nim buzuje, a ja nie chciałem się narażać.
Położyłem się spokojnie na kanapę, tej nocy postanawiając zostać tu, dając spokój mężowi, rozumiejąc jego gniew, zasłużyłem sobie na niego i ani myślę się czymś usprawiedliwiać.
Zmęczony w końcu zasnąłem, nie najlepiej śpiąc, słowa męża obijały się w mojej głowie, śniąc mi się w nocy, z powodu czego rano obudziłem się bardzo wcześnie, odczuwając duże zmęczenie, a mimo to szybko zebrałem się do pracy, musiałem zająć się córką, która już się obudziła, domem, który dziennie musiał być w jakimś tam stopniu pielęgnować, nakarmiłem zwierzaki, córkę i przygotowałem jedzenie dla męża, który chwile później zjawił się w kuchni.
- Dzień dobry. Smacznego - Powiedziałem niepewnie, stawiając przed nim kawę z kanapkami, nie chcąc za bardzo go drażnić, mówiąc tylko wtedy kiedy mówić musiałem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz