Ostrożnie objąłem go w pasie, cicho wzdychając. Tej części z wiatrem nie za bardzo rozumiałem, w końcu jak mógł słuchać wiatru, skoro był serafinem wody, ale niechaj mu będzie, może to taki skrót myślowy, którego ja nie zrozumiałem. Albo może znowu jest chory...? Dyskretnie sprawdziłem jego czoło, ale wydawał się nie mieć gorączki, czyli to nie jest żadna choroba, a po prostu ja nie zrozumiałem jego słów.
- Taki mój obowiązek jako ojca i męża – powiedziałem, całując go w skroń. – Muszę zadbać o twoje dobre samopoczucie oraz dzieci. Dzisiaj czujesz się lepiej? – dopytałem, przypominając sobie, że wczoraj był zmęczony.
- Zdecydowanie lepiej. I to dzięki tobie – odparł, a ja wyczułem, jak się uśmiecham. Dlaczego dzięki mnie, także nie rozumiałem. Nie zrobiłem dzisiaj przecież niczego takiego, tylko kupiłem im sadzonki. I zaproponowałem, że pójdziemy nad jezioro, no ale przecież to nie było nic wielkiego. Gdyby nie ja, pewnie sam Miki na to by wpadł, albo Yuki.
- Ja tam tak nie uważam – odpowiedziałem mówiąc to, co uważałem. – Jutro wracam do pracy i chciałem troszkę spędzić z wami czas.
- Wracasz do pracy? Do straży? Nie mówiłeś mi nic o tym – zaskoczony odsunął się ode mnie, by przyjrzeć mi się uważnie. Naprawdę mu nie mówiłem? Wydawało mi się, że coś mu wspominałem... albo może miałem mu powiedzieć, a mi się zapomniało? Sam już nie wiem.
- Nie wracam do straży, dostałem propozycję pracy w kuźni. I będę pracował jedynie za dnia, co raczej ci się powinno spodobać – wyjaśniłem, nadrabiając trochę tę zaległość.
- Od której zaczynasz? – dopytywał dalej.
- O szóstej i kończę o piętnastej. I na spokojnie, nie musisz wstawać ze mną. Na spokojnie się wyśpij – dodałem, odwracając wzrok w stronę zamku. – Schodzimy? Trochę się zimno zrobiło – dodałem chcąc, aby zszedł na dół ze mną.
- Chyba jeszcze chwilę posiedzę – odpowiedział, czym lekko mnie zasmucił. No ale jeżeli tego chce, to go nie będę do niczego zmuszał. Najwidoczniej po całym dniu poświęconym rodzinie potrzebował czasu jedynie dla siebie i to było jak najbardziej normalne.
- Tylko nie za długo – dodałem na zakończenie, powoli schodząc z dachu. Nie chciałbym w końcu spaść i zrobić sobie krzywdę dzień przed pracą. Jakby to o mnie świadczyło? Specjalnie odkładałem pójście do nowej pracy na po ślubie, by zaraz nie brać wolnego, więc miałem nadzieję, że mój misterny plan nie pójdzie się walić.
Na szczęście zejście z dachu skoczyło się bez żadnych kontuzji z mojej strony. Wróciłem do pokoju i w oczekiwaniu na męża zacząłem czytać książkę. Miki nie wracał przez dłuższy czas, a ja byłem coraz to bardziej zmęczony, dlatego zdecydowałem się nie czekać na niego dłużej i położyć się spać. Musiałem w końcu wstać nieco wcześniej niż zazwyczaj i naprawdę nie chciałbym zaspać.
Rano obudziłem się o idealnym czasie. Mikleo spał obok mnie, czego nie byłem do tej pory świadom. Musiał przyjść, jak już zasnąłem, ciekawe tylko, jak późno w nocy przyszedł. Może gdybym poczekał jeszcze moment, nie przegapiłbym momentu, w którym to mój mąż przyszedł do pokoju... teraz na to nic nie mogłem poradzić. Wstałem z łóżka, nie budząc Mikleo i zszedłem na dół, by zrobić sobie jakieś szybkie śniadanie i zaraz wychodzić.
Wróciłem do domu przed szesnastą, nieco zmęczony i może odrobinkę głodny, w końcu jedyne, co dzisiaj zjadłem to dwie kanapki rano. Przywitałem się z dziećmi i zwierzakami, a następnie poszedłem do kuchni, skąd dochodziły przecudowne zapachy. Mikleo jak zwykle tworzył cuda w kuchni, co przecież sensu w ogóle nie miało, bo jako anioł umiejętność gotowania była mu całkowicie niepotrzebna. To ja powinienem umieć gotować i zadbać o swoje interesy, a do tej pory potrafię jedynie kilka rzeczy: najprostszego kurczaka uda mi się upiec, jak się niedawno przekonałem, naleśniki też zrobię, ciasto mierne jakoś zrobię, o i oczywiście kanapki, na najprostszych kanapkach przeżyłem w końcu połowę swojego życia... dobrze dla mnie, że Miki nauczył się gotować, bez niego na pewno bym zginął.
- I jak było w pracy? – spytał Mikleo, kiedy zaszedłem go od tyłu i pocałowałem go w policzek.
- Dobrze. Jutro będzie zdecydowanie gorzej – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, siadając na krześle i rozciągając się leniwie.
- Dlaczego?
- Ponieważ będę miał zakwasy i będą mnie bolały mięśnie, o których nie miałem pojęcia, że są. I które zostały mi brutalnie wyrwane – wyjaśniłem, rozciągając kark. Ta praca w kuźni była znacznie cięższa niż w straży, dawno nie pracowałem fizycznie z taką intensywnością. Po kilka dniach na pewno się do tego przyzwyczaję, ale zanim to się nie zdarzy, każdy dzień będzie dla mnie torturą. Przynajmniej w ten sposób trochę wyrobię sobie sylwetkę...
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz