czwartek, 2 czerwca 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Miki jest kochany, ale zdecydowanie bardziej powinien zająć się sobą, zwłaszcza teraz, kiedy ja jestem wyspany i kiedy mała śpi. Co właściwie ten demon chciał osiągnąć, nie mam pojęcia. Pojawił się w środku nocy pod płotem, pokręcił się do rana i zniknął, zostawiając dzieci przerażone, a nas poddenerwowanych. Co takiego to mu dało, nie wiem. Może mu się nudzi w życiu i stwierdził, że najlepszym sposobem na zabicie nudy jest postraszenie nas. Niech Lailah szybko wraca i przynosi dobre wieści, im dłużej bezczynność zwłaszcza w takich sytuacjach jak ta wczorajsza, była... dobijająca. Chciałbym w końcu zrobić coś, i może uratować Junko. Słyszałem, że kiedy demon opętuje ciało, bardzo szybko się ono wyniszcza. Mikleo się nie zmienia, ponieważ demon tylko sporadycznie przejmuje nad nim kontrolę, albo raczej on pozwala mu przez moment rządzić, a jak chodzi o Junko... miałem nadzieję, że jeszcze gdzieś tam jest i walczy. Co jej w ogóle strzeliło do głowy, by zgadzać się na jakąkolwiek umowę z demonem? Naprawdę była we mnie tak zakochana? I to tylko dlatego, że wtedy pomogłem jej dotrzeć bezpiecznie do domu? Nie powinno się poświęcać, swojego życia i duszy dla kogoś takiego jak ja. To czysta głupota, a to ja tutaj robię za głupka. 
- Wychodzę tylko na kilka godzin, a nie na poł dnia, więc nie musisz mi niczego przygotowywać – wyjaśniłem, uśmiechając się do niego delikatnie. – Nie przygotowałeś trochę za mało jedzenia? – zapytałem zauważając, że na stole jest tylko jedna porcja, a nas jest przecież czterech, no i Misaki piąta. 
- Ponieważ tylko ty potrzebujesz jedzenia do przeżycia, a na ten moment chyba najlepiej oszczędzać jedzenie. Zresztą, i tak nie mamy za bardzo ochotę na jedzenie – wyjaśnił, na co pokiwałem głową. Jeżeli tak, to niechaj im będzie, ale dziwnie będę się czuł, tak jedząc samemu. Do tej pory zawsze jadłem z kimś; jak nie z Yukim czy Mikim, to z Misaki, jednak teraz ta śpi, więc pozostaje mi tylko zjeść samemu. 
- Tak czy siak, dziękuję, wygląda smakowicie – powiedziałem, całując go w policzek. 
- Najpierw spróbuj, a potem wychwalaj – odpowiedział, niby zachowując neutralny ton, ale udało mi się dostrzec, jak jego usta unoszą się w delikatnym uśmiechu. Nie za bardzo rozumiałem, dlaczego Mikleo czasem udawał, że nie chce komplementów, mimo że oboje doskonale wiedzieliśmy, że je uwielbia, ale niech mu będzie. Jak dla mnie mogę mu mówić komplementy cały czas, dla mnie to nie problem. 
- Nie muszę tego robić, by wiedzieć, że jest smaczne – wyjaśniłem, zasiadając do stołu i biorąc się za jedzenie. Nic dzisiaj nie jadłem, więc odrobinkę byłem głodny. 
- O której wychodzisz i o której wracasz? – dopytał, siadając naprzeciwko mnie. 
- Jeszcze nie wiem, o której wrócę, bo to zależy od tego, co będę robił. A wyjdę pewnie zaraz, jak tylko zjem. 
- Tylko na siebie uważaj – na te słowa westchnąłem cicho. Ostatnio słyszę to bardzo często, nawet mam wrażenie, że trochę za często. 
- Mnie nic nie grozi, bardziej skup się na sobie i małej – odpowiedziałem, nie rozumiejąc, dlaczego Mikleo ciągle mi to powtarza. Demon nie może mnie zabić, tego jesteśmy pewni, więc o mnie nie trzeba się bać, w przeciwieństwie do całej reszty. Oni są bardziej narażeni na niebezpieczeństwo, niż ja. 
Mój mąż tylko westchnął cicho, ale już nic nie powiedział. Tyle dobrego, że nie próbuje ze mną dyskutować na ten temat, ja wiem swoje i bym mu łatwo nie odpuścił. Zjadłem, pozmywałem po sobie i pożegnałem się z Mikleo szybkim całusem w policzek. Jestem pewien, że Miki wolałby, aby po tej nocnej akcji demona został w domu, ale pieniądze zawsze się przydadzą. Zresztą, planowałem wrócić przed zachodem słońca, a póki jest widno demon nie powinien mnie zaatakować, chyba, że chce zaryzykować wykryciem. 

***

Tak jak obiecałem sobie wcześniej, wróciłem przed zachodem słońca. Dzisiaj niestety nie było żadnej szybkiej i opłacalnej roboty, dlatego znowu pomogłem trochę w kuźni. Dostałem także propozycję, że mógłbym przychodzić tutaj regularnie, ale nie byłem do końca przekonany. W sensie, praca ta sama w sobie była całkiem spoko, zwłaszcza, że nie pracowałbym na nocki, a na tym także mi zależało. Tyle, że strasznie korciła mnie perspektywa szybkiego i łatwego zarobku, która na pewno nie była legalna, ale mamy całkiem sporo wydatków... jeszcze o tym pomyślę i przede wszystkim porozmawiam z Mikim. Jego zdanie jest dla mnie bardzo ważne. 
Kiedy przekroczyłem próg, zauważyłem jedną bardzo ważną rzecz: w korytarzu stały męskie buty, które na pewno nie należało do mnie, ani do Mikleo. Zaraz jednak usłyszałem głosy, wśród których rozpoznałem Lailah, Zavieda i Arthura. Czyli już wrócili... i już wiem, do kogo należały te buty. Miki przynajmniej nie był sam, więc mogłem być o niego spokojny. 
- Dobry wieczór – odezwałem się, wchodząc do kuchni, gdzie zebrało się już całe towarzystwo. 
- Hej... co ci się stało w rękę? – spytał mnie Miki, wskazując ruchem głowy na moją dłoń. Miałem dzisiaj mały wypadek i oparzyłem zewnętrzną stronę dłoni, ale nie było to nic strasznego. Trochę boli, fakt, ale żadnych bąbli nie mam, więc źle ze mną nie jest. Przemyłem ją chłodną wodą i przewiązałem czystą szmatką, która posłużyła mi za prowizoryczny bandaż. 
- Nic takiego, to nie jest takie ważne. Ważniejsze jest to, czy czegoś się dowiedzieliście – odpowiedziałem, zwracając się do reszty towarzystwa. To demon, a nie moja rana jest priorytetem. 

<Aniołku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz