Delikatnie uśmiechnąłem się do męża, kładąc dłoń na jego policzku, starając się go pocieszyć, nie chciałem, aby odchodził, nie może odejść, to mój mąż, mój przyjaciel, nie pozwolę mu odejść, nawet jeśli staje się kimś złym wewnątrz siebie, ja wiem, że on wygra, ze złem w sobie wierzę, że mu się uda, wierzę w niego jak w nikogo innego na tym świecie.
- Nie opowiadaj głupot, nie możesz odejść, nie możesz nas zostawić, nie możesz zostawić mnie - Wydukałem, przerażony tą myślą, obiecał mi, że zawsze ze mną będzie, a ja nie wyobrażam sobie życia bez niego. Poradzimy sobie z tym, co się z nim dzieje, zrobimy wszystko, by znów był sobą, ale niech nie odchodzi, niech mnie nie zostawia samego.
- Głupot? Jestem zagrożeniem i dla ciebie i dla dzieci, jeśli zostanę, grozi wam niebezpieczeństwo - Wyznał, patrząc w moje oczy, gdy ja czułem, jak grunt pod moimi nogami się wali, nie chciałem słuchać o żadnym jego odejściu już wole, by na mnie krzyczał i w ostateczności uderzył, jeśli mu to pomoże niż gdyby zostawił mnie samego.
- Nie skrzywdziłbyś dzieci, ten zły ty odpuszcza, gdy obok są dzieci. Nie martw się, jakoś sobie z tym poradzimy, pomogę ci obiecuję - Przytuliłem go mocno do siebie. Czując, jak i on, czyni to samo, trwając tak ze mną przez dłuższy czas, uspokajając się wzajemnie, potrzebując siebie, by żyć, jesteśmy jak woda i ogień, jak niebo i ziemia tak różni, a jednocześnie tak bardzo sobie potrzebni. Mogliśmy się pokłócić, mogliśmy obrazić się na siebie, a mimo to zawsze byliśmy razem nierozłączni i mocno się kochający, może nie idealne małżeństwo, ale na pewno mocno się kochające.
Mój mąż kiwnął głową, zgadzając się ze mną, odpuszczając przynajmniej na razie tym samym pomysł z odejściem, na który i tak bym się nie zgodził, dopóki żyje, dopóki jest moim mężem, nie dam mu odejść, bez względu na to, co się z nim dzieje kocham go i kochać nie przestanę.
Szczerze powiedziawszy życie z mężem, który w każdej chwili mógł wybuchnąć gniewem, proste nie było, Sorey został z nami, a mi udało się wybić mu z głowy ten pomysł dotyczący odejścia. Od tamtego dna minęło już kilka dni, a ja cały czas pilnowałem się, by nie powiedzieć lub nie zrobić czegoś głupiego, starając się nie denerwować go, by jak najdłużej był sobą, nie było to proste, jednak nie było to również niemożliwe, wystarczyło go słuchać i robić to, co chciał, a wtedy wszystko było dobrze.
Tego dnia jednak gdy pełnia zawładnęła moim umysłem, nie mogłem i nie chciałem już się mu podporządkowywać, chciałem zużyć jak najwięcej energii, by nie zwariować z powodu jej kumulacji.
Ciężko było znosić swój wewnętrzny zew przy mężu, który nie znosił sprzeciwów, tego dnia jednak cały czas stawiałem się mu, nie mając zamiaru być posłusznym, mój umysł szalał, a ja chciałem wyjść z domu i zrobić coś szalonego może nawet niebezpiecznego w tej chwili pragnąłem tylko się bawić, nie zważając na konsekwencje.
Wieczorem, gdy położyłem małą już spać, sprawdzając co z synem, który cały dzień spał przygotowałem się do wyjścia, dzieci śpią, a więc nic się nie stanie, jak na chwile wyjdę z domu.
- Gdzie się wybierasz? - Zatrzymał mnie głos męża, który był surowy i poważny. Oj, jak strasznie się go boję, tak naprawdę ani trochę..
- Wychodzę z domu, wrócę nad ranem - Wyznałem, nie mając zamiaru się go pytać o to, czy mogę, jego zdanie mnie nie interesowało, wychodzę i konie tematu mam do tego po prostu pełne prawo a on nie może mi go odebrać an niczego zabraniać.
- Nie zgadzam się, zostajesz w domu - Odpowiedział, głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Tak? A wiesz, że ja nie mam zamiaru cię słuchać? - Odpowiedziałem, otwierając drzwi z zamiarem wyjścia z domu i pewnie, gdyby nie dłoń męża chwytająca mój nadgarstek już by mnie tu nie było.
Między nami wywiązała się mała szarpanina, która zakończyła się uderzeniem mnie przez niego w twarz, zły za to, co śmiał mi zrobić, odepchnąłem go od siebie, bez słowa wychodząc z domu, nie mając zamiaru mu się tłumaczyć, gdzie pójdę i kiedy wrócę, czy będę cały, czy w kawałkach, nie będę jak sługa siedział domu, chce wyjść i to robię, znikając w ciemnym lesie, nie przejmując się niczym, w tej chwili to ja zdecyduje, co zrobię i jak spędzę tę noc. Żywy czy martwy to już nie jego problem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz