Podobnie jak Mikleo, mnie także nie podobał się ślub z przymusu. Zresztą, kto tego by chciał, każdy człowiek wolałby wziąć ślub z osobą, do której żywi prawdziwe uczucie. Niestety, to nie może być takie proste, żyjemy w takich czasach, że rzadko który człowiek bierze ślub z miłości. Teraz najważniejsze są pieniądze, wpływy, siła, i łatwo można je zdobyć, stając się częścią jakiejś wpływowej rodziny poprzez właśnie ślub. Z jednej strony rozumiałem takie postępowanie, dobrobyt w życiu jest ważny, ale z drugiej nie wyobrażam sobie życia bez Mikleo. Bez niego nie byłbym szczęśliwy, a jeżeli nie jest się szczęśliwym, to nie ma się po co żyć, przynajmniej w mojej opinii. Może to dlatego teraz tak trudno mi go opuścić.
- Rozmawiałem z nim trochę i nie wydawał być zły. Poza tym, Alisha też nie da sobie w kaszę dmuchać. Da sobie radę – powiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Oczywiście, że da sobie radę, ale zasługuje na szczęście – odpowiedział, cicho wzdychając i zabierając się zmywanie.
- W takich zaaranżowanych małżeństwach czasem zdarza się tak, że ludzie zakochują się w sobie dopiero po czasie. Może tym razem tez tak będzie – próbowałem rzucić troszkę bardziej pozytywnego światła na całą tę sytuację.
- Wtedy to nie jest miłość, tylko przyzwyczajenie.
- Lepsze takie przyzwyczajenie niż nienawiść do końca życia – odparłem, dopijając do końca kawę. – Zostaw te naczynia i idź odpocznij. Ja posprzątam i później zajmę się dziećmi – dodałem, chwytając jego nadgarstek, uniemożliwiając mu trochę dalsze zmywanie.
- Nie potrzebuję odpoczynku – oczywiście Miki standardowo zaprzeczył, bo przecież dlaczego on potrzebowałby odpoczynku, skoro jest aniołem...
- Może, ale na pewno ci nie zaszkodzi. Korzystałbym na twoim miejscu, ponieważ wkrótce będę musiał wrócić do pracy – ja dalej uparcie trzymałem przy swoim, tym razem delikatnie odciągając go od zlewu.
- Niech ci będzie – powiedział w końcu, wycierając ręce.
Tak jak obiecałem, zająłem się trochę domem, zaczynając od kuchni. Miki przez ten czas bawił się z Misaki, która bardzo pragnęła czyjejś uwagi. Później przejąłem od niego ten obowiązek, dzięki czemu Miki mógł całkowicie poświecić ten czas na odpoczynek. Zdecydowanie na to zasługiwał, powinien mnie częściej prosić o pomoc, by miał tym samym więcej czasu dla ciebie. Wiem, że ostatnio byłem trochę nieobecny i byłem pogrążony w smutku, ignorując przy tym swoją rodzinę, dlatego teraz muszę się trochę poprawić. Nadal uważałem, że najlepiej byłoby dla wszystkich, gdybym odszedł i ich zostawił. Tak byłoby najbezpieczniej. Już trzy razy oddałem się złu i trzy razy Miki było krok od śmierci. Mało tego, nawet kiedy byłem sobą, został zamordowany z mojej winy. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie jestem dla niego odpowiednim partnerem. Gdybym był, Miki nigdy nie byłby w niebezpieczeństwie. Racjonalnym pomysłem jest to, aby od niego odejść, bo tylko w ten sposób zapewnię im bezpieczeństwo, a jednak nie potrafiłem. Najwidoczniej nie jestem na tyle silny, by go zostawić...
Wieczorem po Emmę przyszła pani Caitlyn, czym lekko mnie zaskoczyła, ponieważ nie miałem o tym zielonego pojęcia. Jak wróciłem do domu po weselu, wszyscy poza Misaki, no ale ona nie mogła mi niczego powiedzieć. Porozmawiałem z nią chwilę, a kiedy zaczęły zbierać się do wyjścia zaproponowałem im, że odprowadzę je do domu, po zmierzchu było nie do końca bezpiecznie, a ja nie chciałbym, aby im się coś stało. Misaki już była wykąpana i teraz tylko należało jej przeczytać kolejny rozdział i położyć spać, Yuki aż takiej opieki nie wymagał, więc Mikleo powinien dać sobie radę.
Po dwóch godzinach byłem w dom z powrotem, cały i zdrowy, podobnie jak Emma i pani Caitlyn. Starając się zachować jak największą ciszę, poszedłem na górę do sypialni, którą dzieliłem z Mikleo, by się umyć i przebrać spodziewając się, że mój mąż będzie spał, dlatego trochę się zaskoczyłem, kiedy zastałem go w łóżku czytającego książkę. Wyglądał nieco lepiej niż rano, zatem odpoczynek dobrze mu zrobił. A tak bardzo zarzekał się, że nie potrzebował odpoczynku...
- Czujesz się lepiej? – spytałem, siadając na łóżku przebrany w piżamę. Mikleo także był już gotów do snu, miał na sobie koszulę w kratę, którą tak dawno temu mi podebrał.
- Niepotrzebnie się mną martwisz, cały dzień czuję się dobrze – odpowiedział, odkładając książkę na szafkę, by poświęcić mi całkowicie swoją uwagę.
- Kocham cię, wiec to naturalne, że się martwię – odpowiedziałem, uśmiechając się delikatnie i kładąc dłoń na jego policzku, delikatnie gładząc kciukiem jego dolną wargę. – Na pewno wolałbyś, abym został z wami? Mogę znowu poddać się złu i następnym razem może być gorzej. Mogę skrzywdzić ciebie, albo dzieci. Według mnie, najbezpieczniej dla was byłoby, gdybym odszedł – spytałem po raz ostatni, przyglądając mu się uważnie. Wiem, że Mikleo już mi mówił, że wcale tego nie chce, ale to było tuż po tym, jak się wybudził. Teraz jest spokojny i wypoczęty, dlatego na pewno podejmie racjonalną decyzję. Wystarczy jego jedno słowo i już jutro mnie tu nie ma... z jednej strony chciałem odejść, by byli bezpieczni, a z drugiej wiedziałem, że bez Mikleo nie dam sobie w życiu rady. Okropne uczucie, jakiejkolwiek decyzji nie podejmie, i tak będę czuł się źle.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz