Powiedziałem, że rozumiem, mimo, że nic nie rozumiałem. Co miała pełnia do tego wszystkiego? Sam nie wiem. I jaką teraz niby twarz ukazuje, skoro jak dla mnie wygląda tak samo? Jest po prostu bardziej... Żywy. I niecierpliwy. Znalazłbym jeszcze kilka cech, którymi w takie zwyczajne dni nie grzeszy, no ale to już takie drobne szczególiki. Niby mógłbym się przyznać, że nie wiem, o co chodzi, no ale coś czułem, że odpowiedzi tak czy siak bym nie dotrzymał. Miki był zbyt bardzo pobudzony, podczas kiedy ja bym tak jeszcze oko na godzinę czy dwie zmrużył. Znów miałem za dużo energii, więc poszedłem spać późno, a teraz wstałem za wcześnie i w ogóle nie mam energii. Tak źle i tak niedobrze. I co ja z nim mam?
- Owieczko, ale czekaj! Muszę schować koc, i nakarmić Lucky’ego – zawołałem za nim, w ostatnim momencie chwytając go za nadgarstek. Ledwo ogarniałem, co się dzieje wokół mnie, a on już chciał uciekać... – Na spokojnie, dom nam przecież nie ucieknie – dodałem, chcąc go choć odrobinkę uspokoić.
- Nie ucieknie, ale ja już chcę się tam jak najszybciej znaleźć, dlatego bardzo proszę, pospiesz się – popędził mnie, czego kompletnie nie rozumiałem. A jak ja go prosiłem, byśmy się spieszyli, to kazał mi się uspokoić.
- Ja tam niewiele czasu na przygotowanie się potrzebuję, ale Lucky musi zjeść – wyjaśniłem, przygotowując naszemu pieskowi jedzonko, który już nie mógł się doczekać.
- A nie może zjeść po drodze? – wymamrotał, strasznie tym faktem niepocieszony.
- A niby jak miałby to zrobić? Daj spokój, pięć minutek wytrzymasz, może nawet mniej – powiedziałem wyjątkowo spokojnie, zupełnie jak nie ja. Całkiem śmieszne uczucie, kiedy wyjątkowo to nie ja wszystkich wokół popędzam, a właśnie dotychczas spokojny Miki. Nie sądziłem, że można być jeszcze bardziej niecierpliwy i dynamiczny niż ja, no ale teraz Miki udowodnił mi, że się myliłem. A to akurat nie nowość.
- To aż pięć minut – a on dalej niezadowolony.
- Daj spokój, nim się spostrzeżesz, już będziemy mogli wyruszyć. Swoją drogą, masz strasznie dużo energii. Chyba nawet więcej niż ja – trochę zmieniłem temat, mając nadzieję, że tym samym odwrócę jego uwagę od tego, że trochę zwlekamy z wyruszeniem w dalszą podróż. Owszem, też się nie mogłem doczekać, aż wrócimy do domu i zobaczę dzieci. Może jeszcze ich sobie nie przypomniałem, ale wierzyłem, że kiedy je zobaczę, coś mi się tam we łbie odblokuje. W końcu, kiedy dostrzegłem Mikleo więcej rzeczy zaczęło mi się z nim przypominać. Może stanie się to samo, kiedy ujrzę moje dzieci, które według Mikleo były całym moim światem.
- Właśnie, więc na pewno wiesz, jak strasznie niecierpliwy jestem – mówił dalej takim obrażonym tonem. To nawet urocze było. Brzmiał jak takie małe, naburmuszone dziecko. A to chyba ja jestem bardziej jak dziecko, a on takim poważnym dorosłym. W końcu udało mi się przygotować jedzonko, które podałem naszemu psiakowi w miseczce.
- I też wiem, jak spożytkować nadmiar tej energii – wymruczałem, nachylając się nad nim, by móc ucałować jego usta. Oczywiście, chodziło mi o zbliżenie, no bo jak inaczej lepiej wykorzystać energię? Dodatkowo, miałem taką malutką nadzieję, że może w końcu Miki nie powie mi „stop”, nim ja będę zaspokojony. Albo że powie to dopiero wtedy, kiedy i ja będę miał dosyć. Dotychczas jeszcze to się nie stało, no ale może to nastąpi właśnie teraz...?
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz