Słysząc jego słowa, uśmiechnąłem się do niego delikatnie, zbliżając do jego ust.
- Skarbie to nie twoja wina, dzięki tobie czuje się bardzo dobrze, jestem szczęśliwy i spokojniejszy, jednak ciągły stres nie działa na mnie dobrze a niestety, dopóki ten anioł nie odejdzie, ja będę żył w ciągłym stresem i dla tego nie mogę dojść do siebie - Wyszeptałem, kładąc dłoń na jego policzku, uśmiechając się przy tym łagodnie, kładąc na chwilę jeszcze na koc, zamykając oczy.
- A więc to nie moja wina? - Zapytał, kładąc dłoń na moim policzku, zbliżając do ust, które złączył w namiętnym pocałunku.
- Nie kotku to nie twoja wina - Przyznałem, nie chcąc, aby mój mąż obwiniał się za coś, co nie jest jego winą, nie on odpowiada za to, co działo się z moim ciałem to stres, za który odpowiedzialny jest ktoś inny, ale nie on.
- Kamień spadł mi z serca - Przyznał, wstając z koca, zakładając ubranie na swoje ciało co i ja powinienem uczynić, z tą różnicą, że ja nie miałem na to siły, potrzebowałem chwili, aby odpocząć po naszym stosunku, który był cudowny, ale jednocześnie za krótki a wszystko to dlatego, że nie mam siły na dłuższe doznania. Tak bardzo chciałbym już wrócić do zdrowia, abym móc już normalnie żyć, nie chodzi już o sam stosunek a o życie, normalne życie, którego mi czasem brakuje.
Poleżałem, tak jeszcze chwilę nim wstałem z koca, powoli zakładając na ciało, ubranie pozwalając mojemu ukochanemu, patrząc na moje nagie ciało, nim pozostało ono zakryte przez ubrania.
- Możemy już iść - Odezwałem się, gdy tylko wszytko spakowałem, zakładając swoją torbę na ramie, czekając na Soreya który również założył torbę na ramię, podchodząc do mnie, poprawiając swoimi dłońmi moje włosy, chwytając za rękę, prowadząc do wyjścia z jaskini, w tym samym mienie dostrzegając naszego pieska, który najwidoczniej nas odnalazł.
- Lucky - Odezwałem się zaskoczony, kucając przy piesku. Myślałem, że tam w mieście będzie mu dobrze, a jednak piesek woli być z nami. - Nic ci nie jest - Dodałem, głaszcząc zwierzaka po łebku.
- Najwidoczniej nasz piesek nie może bez nas żyć - Zaśmiał się cicho Sorey, kucając przy psiaku, który merdał ogonkiem, kochany psiak. Teraz to już na pewnie możemy ruszać, w dalszą podróż.
- Najwidoczniej - Zgodziłem się, ruszając w dalszą podróż, znów słysząc miliony pytań mojego męża, który chciał, aby opowiedział mu coś więcej o naszym poprzednim wspólnym życiu.
Nie mając wiec wyjścia, opowiedziałem mu o naszych wspólnych wyprawach do ruin, o domu i tym skąd go mieliśmy, jednocześnie opowiadając o Alishy i naszym pierwszym spotkaniu i tym, że byłem o nią, kiedyś zazdrosny co rozbawiło mojego męża.
- Naprawdę byłeś kiedyś o nią zazdrosny? - Zapytał, uśmiechając się do mnie z widocznym rozbawieniem w oczach.
- Tak, byłem i to strasznie. Uważałam, że ma coś do ciebie, ale się pomyliłem, Alisha po prostu była ci wdzięczna, za ratunek dla tego właśnie podarowała nam dom, pieniądze na życie, gdy ją poznasz, od razy ją polubisz, byliście przyjaciółmi, a więc myślę, że szybko się dogadacie, z resztą nie tylko z nią. Lailah, Edna i Zaveid również się ucieszą, gdy cię znów zobaczą - Odparłem, wiedząc, że się dogadają nawet z tymi dwoma wrednymi serafinami.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz