Zadziorny uśmiech pojawił się na moich ustach, gdy tylko usłyszałem jego słowa, nie powiem, że to mi się nie podobało, w końcu bardzo chętnie odrobinę zgrzeszyłbym z moim mężem, ale nie teraz nie w tej chwili, teraz mamy ważniejsze zadanie do wykonania, a mianowicie musieliśmy pokonać drogę, która jeszcze nam pozostała do potwory do domu.
- Przemyśle to - Odpowiedziałem zadziornie, zerkając na pieska, który jeszcze sobie jadł, panie mój jak długo to trwa, a ja chce tylko ruszyć w drogę, aby zrobić coś ze sobą.
Sorey prychnął cicho na moje słowa, zachowując spokój, gdy ja już zdążyłem wyjść z jaskini, chodząc sobie w tę i z powrotem nie mogąc znaleźć sobie miejsca, czekając i czekając na pieska, który jadł i jadł i jadł, mój panie ile on je, czy ja przed chwilą o tym nie myślałem? Może i myślałem, sam już nie wiem.
- Możemy już iść - Zawołał mój mąż, idąc z pieskiem, który wesoło merdał swoim ogonem.
- No nareszcie - Zadowolony ruszyłem przed siebie, idąc drogą, którą kiedyś pokonywałem, aby odejść z domu, w którym to już nikomu nie byłem potrzebny. Teraz jednak wracam i chociaż nic się nie zmieniło, mój Sorey chce spotkać się z naszym dziećmi, a ja nie mam nic przeciwko temu, aby mu to dać.
Wędrówka trwała aż do wieczora, nim znaleźliśmy przytulny kącik nad koronami drzew, mogąc położyć się na koc i patrzeć w gwiazdy co w tej chwili nie było mi w głowie, wciąż miałem tak dużo energii i nie chciałem leżeć.
- Nie chce mi się leżeć - Mruknąłem gdy Sorey chwycił mnie za rękę, ciągnąc w stronę koca, kładąc mnie na nim.
- Nie będziemy leżeć, mamy ciekawsze zajęcia do robienia - Wyszeptał, nim połączyły nasze usta w namiętnym pocałunku, w tej chwili dając mi to, czego bardzo potrzebowałem, aby wyładować całą swoją energię.
Zachwycony okazywałem swoje zadowolenie, wdzięcznie okazując mu, jak bardzo mi jest dobrze.
Poddany emocją i pragnienia oddałem się zupełnie jego woli, kochając się z nim całą noc, dając mu tego, czego chciał, nie przerywając aż do samego końca, gdy oboje byliśmy usatysfakcjonowani naszym zbliżeniem.
- Było dobrze? - Zapytał zadowolony, nakrywając moje ciało kocem.
- Było fantastycznie - Wyszeptał, wtulając się w jego ciało, przymykając swoje oczy, dopiero teraz odczuwając zmęczenie. - A ty jesteś usatysfakcjonowany? - Dopytałem, zerkając jednym okiem na męża.
- Dziś nie mam na co narzekać, nie usłyszałem, abyś miał dość i mnie zatrzymałem - Wyszeptał, całując mnie w czoło.
- Od teraz już nie będę cię stopował, wróciłem do zdrowia i nie będę się hamował - Wyznałem, ziewając cicho zmęczony, powoli odpływając do krainy snów, odczuwając zmęczenie, nie słysząc już nic, dziś muszę odpocząć, muszę nazbierać siły, aby znów móc ruszyć e dalszą podróż.
Zmęczony spałem sam, nie wiem, ile chcąc wypoczywać, otwierając oczy, dopiero gdy mój Sorey zaczął mną lekko potrząsać, wybudzając ze snu.
- Miki pora wstać już jest południe - Wyszeptał, głaszcząc mnie po policzku, delikatnie całując w czoło.
- Sorey nie, ja chacie spać - Mruknąłem, nakrywając twarz kocem, nie mając siły ani ochoty, aby wstać z koca i zacząć nowy dzień to jeszcze nie ten czas.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz