Czy chciałem zostawać tutaj na obiad? Tak szczerze, to tak niezbyt... znaczy się, może innym razem nawet bym chciał, ale dzisiaj nie dość, że byłem zmęczony tymi całymi ćwiczeniami, no i odrobinkę brakowało mi Mikleo. Na początku owszem, był przy mnie, widziałem go i wręcz czułem jego cudownie słodki zapach, ale później gdzieś sobie poszedł, co sprawiło, że byłem odrobinkę zdenerwowany. Ja to jednak najpewniej się czuję, kiedy Miki jest obok i mogę go zobaczyć, w przeciwnym razie strasznie się o niego martwię, zwłaszcza po tym jego dzisiejszym wybuchu emocji. Ludzie coś mu zrobili. Znaczy się, nie mówię o tym pobiciu, a o to, że ktoś go wykorzystał. Nie wiem, czy wtedy mówił o tym dziwny typie, z którym się przespał, czy może o jakiejś innej sytuacji... no ale wolałem być ostrożny i mieć na niego oko. Bo tylko jak go widzę jestem pewien, że nic mu nie jest.
Niestety, Miki powiedział „tak” odnośnie obiadu i musieliśmy zostać w zamku jeszcze dłużej. Może normalnie nie byłoby to takie złe, ale strasznie się zdążyłem stęsknić za Mikleo. Nie chciałem w tej chwili nic innego, jak po prostu położyć się na łóżku i wtulić się w jego ciało. Albo na kanapie, kanapa też całkiem wygodna jest. Albo na leżaczku, przed domkiem, na cieplutkim słoneczku... chociaż, to ostatnie raczej niedobrze skończyłoby się dla Mikleo. Ale dla mnie już tak, ja bym tam z chęcią się wygrzał na słoneczku.
- Słyszałam, że tam w niebie wydarzył się pewien... incydent... ale nie sądziłam, że będzie się rozchodziło o ciebie – powiedziała Lailah, uśmiechając się do mnie ciepło.
- Po prostu nie mogłem zostawić Mikleo tutaj samego – powiedziałem tak, jakby była to najoczywistsza rzecz pod słońcem. No bo dla mnie była. Mikleo cierpiał beze mnie, więc jestem tutaj i już nie cierpi. Chyba.
- A co ze strażnikiem? W takich przypadkach niebo powinno kogoś za tobą wysłać – dopytywała dalej, ewidentnie zainteresowana moim przypadkiem.
- No był. Ale Miki polecił mi zdobyć artefakt, bym mógł zostać czyjąś bronią. I to zrobiłem, i od tamtej pory mam spokój – mówiłem dalej, nie rozumiejąc, czemu ja to mówię, a nie Miki. To Miki wie więcej ode mnie, ja nie mam pojęcia za bardzo, co się wokół mnie dzieje.
- Sorey jeszcze wielu rzeczy nie pamięta i nie wie, właściwie to uczy się życia na nowo – przypomniał im Mikleo, za co byłem mu wdzięczny. Bałem się, że zaraz mnie zasypią takimi pytaniami, że nie będę wiedział, co mam odpowiedzieć.
- Oczywiście, przepraszam, ja po prostu... nadal trudno mi uwierzyć w twój powrót – odpowiedziała przepraszająco Lailah.
- Nic się nie stało – powiedziałem nie chcąc, by czuła się winna. Bo w końcu, nic się jeszcze nie stało. Na razie w końcu pytała się o rzeczy, o których pojęcia tak mniej więcej miałem, ale bardziej mniej niż więcej. – Właściwie, to ja mam takie jedno pytanie. Jak to, że mogę zostać bronią pasterza, chroni mnie przed powrotem do nieba? Miki mi coś tłumaczył, ale ja coś to tak niezbyt zrozumiałem.
- Wiesz, kim jest pasterz? – zapytała mnie Lailah, ale od razu pokręciłem głową.
- Wiem, że nie musi pilnować owieczek, ale to wszystko – wyjaśniłem, mając nadzieję, że w końcu rozgryzę kolejną zagadkę w moim życiu, a jeszcze trochę ich było.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz